Wyprawa
- Palapower14
- Forumowy Bywalec
- Posty: 400
- Rejestracja: 10 gru 2014, o 22:12
- Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie
Re: Wyprawa
Zoya pewna ze pod wplywem strachu wyciagnie wiecej z krasnoluda ucieka z nim tylnimi drzwiami. Byle jak najdalej od tej dzielnicy, znalesc ustronne miejsce i go przesluchac .
"Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie !"
- Cody Evans
- Użytkownik
- Posty: 246
- Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
- Kontakt:
Re: Wyprawa
Po odpoczęciu Cody udał się razem z Pężyrką na targ kupić jej obiecaną mufke oraz poszukać kogoś kto umie czytać, oraz pytam czy ktoś wie coś o tej całej łaźni.
By fire be purged!
- Garnier De Naplouse
- Forumowy Bywalec
- Posty: 78
- Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
- Lokalizacja: Akka
Re: Wyprawa
- Zgadzam się, ale mam jeszcze jedno pytanie.- Powiedział Dalewin.- Co znaczy ten napis na twej broni?
- Sublimator? Pewien mędrzec mi to kiedyś wyłożył…Sublimacyja jest to zmiana czegoś stałego, na przykład kamienia, w powietrze. Jak zobaczysz moją gwiazdkę w akcji to pojmiesz. No dobra, czyli lecim do króla, Ceten czyń swą powinność.
Jaki Ceten? Zdążył pomyśleć drwal. Chciał się obrócić, lecz nie zdążył. Coś bardzo twardego uderzyło go w tył czaszki. Dalewin padł na ziemię, przed oczami robiło mu się coraz ciemniej.
Leżał na miękkim łóżku. Był w słabo oświetlonym, ale dużym pokoju. W centrum sieni były dwa krzesła i stolik. Bardzo starannie wykonane meble, miały przynajmniej trzysta lat. Na jednym z siedzisk odpoczywała mała postać.
- Zapraszam. Służący zaraz przyniosą posiłek. Po takich podróżach polecam wino.
Dalewin wstał i podszedł do stolika. Przed nim siedział malutki człowiek. Niczego więcej nie dało się o nim powiedzieć. Nie miał żadnych szczególnych cech. Nic nie zwracało uwagi. Było nawet gorzej, jego twarz zostawała natychmiast zapominana, oczy jakby ześlizgiwały się po niej. Ktoś mógłby obserwować go nawet lata, a i tak po chwili zapomniał by jak ten wygląda. Dalewnin nie miał wątpliwości, że to dzieło magii.
- Król?- Zapytał drwal. Pytanie było dosyć głupie, lecz nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- Tak na mnie mówią. Powiedz mi, czego może chcieć ode mnie drwal Dalewin? Pewnie chodzi o kabałę, w którą wpadł jak w gnojownik, ale w czym ja mogę pomóc
- Chciałem prosić o jakieś informację na temat tych bandytów, ich zleceniodawcy, kogokolwiek kto się w tym babrał. Mnie też ściga memerno, pomagając mi, dopieczesz im.
Szpieg chciał odpowiedzieć, ale przerwali mu służący. Wnieśli pieczonego świniaka i dzban wina. Za nimi weszła dwójka obwiesiów niosących słaniającego się krasnoluda. Położyli go na łóżku, na którym przed chwilą obudził się drwal.
- Sezon się zaczyna. Taka praca.- Mruknął szpieg i przystąpił do pałaszowania prosiaka.
Dalewin nalał sobie trochę wina. Wypił jednym haustem.
- Będziesz musiał mi wybaczyć.- Powiedział król z pełną buzią.- Jest ruch i muszę się spieszyć. Na czym to my…? A tak, moja pomoc. Mój tatko był matematykiem. Niezbyt go lubiłem, ale nauczył mnie jednej, bardzo ważnej rzeczy. Cały świat to matematyka. Ona rządzi wszystkim. Ja, jako król mądry, muszę o matematykę dbać, jeżeli tego nie zrobię, to pożre mnie. Tak więc, jeżeli pomogę tobie tylko po to żeby dopiec memerno, to wyjdę na minus. Ale masz szczęście, mam zamiłowanie do przysług. Ty coś robisz dla mnie, a ja dla ciebie. W ten sposób pozostajemy w symbiozie z matematyką. Mam propozycję. Raczej nie do odrzucenia. Ty wytropisz dla mnie pewien wóz, nic specjalnego. Wiem, że wyjeżdża jutro z miasta. W środku jest pewien szczególny towar, młoda kobieta. Wspomniałem, że eskortuje ją memerno? Tym się jednak nie martw. Ty będziesz musiał odnaleźć ten pojazd. Wiem, że mowa jest o dwóch. Jeden wyjedzie bramą świętego Bina, a drugi bramą rzemieślniczą. Polecam odnaleźć któregoś z eskortujących, z własnego doświadczenia wiem, że są przekupni. Jak zdobędziesz informację to wejdź do tej samej uliczki, skąd zgarnął ciebie Krzciciel. Spotkasz tam moich ludzi. Przyprowadzą ciebie tu i dostaniesz swoje informacje. Co ty na to?
Cody i Pężyrka wstali wcześnie, zjedli śniadanie i poszli na najbliższy targ. Trzeba było kupić obiecaną mufkę, wypytać się o łaźnie ,,Pod złotym łabędziem” i znaleźć kogoś kto umie czytać. Nie mogła być to zwykła osoba, musiała umieć dochować tajemnicy i potrafić myśleć. Szansa, że zabrali księgę ze spisem magów była nikła, ale może będzie napisane o sprzedaży ziemi w mieście, także czarodziejom.
Najpierw natrafili na stoisko z najróżniejszymi wyrobami z futer. Były tam także mufki. Cody zostawił dziewczynkę, by ta wybrała sobie odpowiednią, w tym czasie spróbował pociągnąć za język przekupkę.
- Wie może waćpana coś o przybytku ,,pod złotym łabędziem”?
- Nie słyszałeś? Toć głośno o tym wczoraj było. Pokojowcy, te knury brudne, zamach tam wczoraj zrobili. Magnaci, też świnie, zrobili sobie tam zjazd, to ci buntownicy wleźli tam i wszystkich powystrzelali. Najlepsze jest to, że memerniści żadnego z nich nie schwytali. Teraz, to niech szukają wiatru w polu. Widzi mi się, że ten napad na wóz kolektora, to też te sprzedawczyki. Ktoś powinien wziąć ich za mordy!
- Bzdury gadacie.- Wtrąciła się druga baba.- To hatacy, ci heretycy. To oni wóz napadli, przy okazji zwłoki plugawiąc. Nasz świątobliwy kapłan, mąż mądry, nawołuje by ich przegnać skąd przybyli, do Neteri.
- Głupoty gadasz kochaniutka.- Kolejna przekupka chciała dodać swe trzy grosze.- Wszyscy wiedzą, że poganie z piekła przybyli, a nie z zachodu. Poza tym ten ostatni trup, co go znaleźli dwieście kroków za wozem, zmarł od trucizny ze wschodu. Ze wschodu! Jak nic to dandaje byli.
Cody nie miał ochoty dalej tego słuchać. Zapłacił za mufkę wybraną przez Pężyrkę i odszedł. Szukał szyldu informującego przechodniów o gabinecie skryby. Łucznik nie umiał czytać, ale jeżeli na znaku widniało pióro, to można było spokojnie wejść.
Po dłuższym szukaniu znalazł to czego szukał. Pióro, księga i jakieś runy pokazywała wszystkim tabliczka. Najemnik otworzył drzwi i wszedł do środka. Pokój do którego wszedł był malutki. Lada, krzesło i drzwi na zaplecze. Na krześle siedział mały, otyły człowieczek, o chytrych oczach. Teraz te oczy lustrowały potencjalnego klienta.
- Czym mogę służyć?
- Muszę poznać zawartość kilku ksiąg. Chciałbym prosić o przejrzenie ich.
- Czegoś konkretnego, szanowny pan szuka?
- Czegokolwiek o magu, mieszkającym w tym mieście, albo w okolicach. Mam siedem woluminów. Jeszcze coś, płacę ekstra za dyskrecję.
- To jest zrozumiałe. Gdzie znajdują się owe księgi.
- Jeszcze chwilę, ile to będzie kosztowało?
Skryba podał kwotę. Żeby tyle zapłacić, Cody musiał by się spłukać do czysta.
Zoya nie zamierzała czekać na memerno.
- Masz tu jakieś tylne drzwi?
- Gdybym miał, to już byłbym daleko stąd.
Elfka zaczęła się rozglądać po pokoju, okna za małe, ściany za grube, a czasu było coraz mniej. Krasnolud położył się na podłodze i zakrył głowę, dzięki temu szanse na przeżycie rosły.
- Sublimator? Pewien mędrzec mi to kiedyś wyłożył…Sublimacyja jest to zmiana czegoś stałego, na przykład kamienia, w powietrze. Jak zobaczysz moją gwiazdkę w akcji to pojmiesz. No dobra, czyli lecim do króla, Ceten czyń swą powinność.
Jaki Ceten? Zdążył pomyśleć drwal. Chciał się obrócić, lecz nie zdążył. Coś bardzo twardego uderzyło go w tył czaszki. Dalewin padł na ziemię, przed oczami robiło mu się coraz ciemniej.
Leżał na miękkim łóżku. Był w słabo oświetlonym, ale dużym pokoju. W centrum sieni były dwa krzesła i stolik. Bardzo starannie wykonane meble, miały przynajmniej trzysta lat. Na jednym z siedzisk odpoczywała mała postać.
- Zapraszam. Służący zaraz przyniosą posiłek. Po takich podróżach polecam wino.
Dalewin wstał i podszedł do stolika. Przed nim siedział malutki człowiek. Niczego więcej nie dało się o nim powiedzieć. Nie miał żadnych szczególnych cech. Nic nie zwracało uwagi. Było nawet gorzej, jego twarz zostawała natychmiast zapominana, oczy jakby ześlizgiwały się po niej. Ktoś mógłby obserwować go nawet lata, a i tak po chwili zapomniał by jak ten wygląda. Dalewnin nie miał wątpliwości, że to dzieło magii.
- Król?- Zapytał drwal. Pytanie było dosyć głupie, lecz nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- Tak na mnie mówią. Powiedz mi, czego może chcieć ode mnie drwal Dalewin? Pewnie chodzi o kabałę, w którą wpadł jak w gnojownik, ale w czym ja mogę pomóc
- Chciałem prosić o jakieś informację na temat tych bandytów, ich zleceniodawcy, kogokolwiek kto się w tym babrał. Mnie też ściga memerno, pomagając mi, dopieczesz im.
Szpieg chciał odpowiedzieć, ale przerwali mu służący. Wnieśli pieczonego świniaka i dzban wina. Za nimi weszła dwójka obwiesiów niosących słaniającego się krasnoluda. Położyli go na łóżku, na którym przed chwilą obudził się drwal.
- Sezon się zaczyna. Taka praca.- Mruknął szpieg i przystąpił do pałaszowania prosiaka.
Dalewin nalał sobie trochę wina. Wypił jednym haustem.
- Będziesz musiał mi wybaczyć.- Powiedział król z pełną buzią.- Jest ruch i muszę się spieszyć. Na czym to my…? A tak, moja pomoc. Mój tatko był matematykiem. Niezbyt go lubiłem, ale nauczył mnie jednej, bardzo ważnej rzeczy. Cały świat to matematyka. Ona rządzi wszystkim. Ja, jako król mądry, muszę o matematykę dbać, jeżeli tego nie zrobię, to pożre mnie. Tak więc, jeżeli pomogę tobie tylko po to żeby dopiec memerno, to wyjdę na minus. Ale masz szczęście, mam zamiłowanie do przysług. Ty coś robisz dla mnie, a ja dla ciebie. W ten sposób pozostajemy w symbiozie z matematyką. Mam propozycję. Raczej nie do odrzucenia. Ty wytropisz dla mnie pewien wóz, nic specjalnego. Wiem, że wyjeżdża jutro z miasta. W środku jest pewien szczególny towar, młoda kobieta. Wspomniałem, że eskortuje ją memerno? Tym się jednak nie martw. Ty będziesz musiał odnaleźć ten pojazd. Wiem, że mowa jest o dwóch. Jeden wyjedzie bramą świętego Bina, a drugi bramą rzemieślniczą. Polecam odnaleźć któregoś z eskortujących, z własnego doświadczenia wiem, że są przekupni. Jak zdobędziesz informację to wejdź do tej samej uliczki, skąd zgarnął ciebie Krzciciel. Spotkasz tam moich ludzi. Przyprowadzą ciebie tu i dostaniesz swoje informacje. Co ty na to?
Cody i Pężyrka wstali wcześnie, zjedli śniadanie i poszli na najbliższy targ. Trzeba było kupić obiecaną mufkę, wypytać się o łaźnie ,,Pod złotym łabędziem” i znaleźć kogoś kto umie czytać. Nie mogła być to zwykła osoba, musiała umieć dochować tajemnicy i potrafić myśleć. Szansa, że zabrali księgę ze spisem magów była nikła, ale może będzie napisane o sprzedaży ziemi w mieście, także czarodziejom.
Najpierw natrafili na stoisko z najróżniejszymi wyrobami z futer. Były tam także mufki. Cody zostawił dziewczynkę, by ta wybrała sobie odpowiednią, w tym czasie spróbował pociągnąć za język przekupkę.
- Wie może waćpana coś o przybytku ,,pod złotym łabędziem”?
- Nie słyszałeś? Toć głośno o tym wczoraj było. Pokojowcy, te knury brudne, zamach tam wczoraj zrobili. Magnaci, też świnie, zrobili sobie tam zjazd, to ci buntownicy wleźli tam i wszystkich powystrzelali. Najlepsze jest to, że memerniści żadnego z nich nie schwytali. Teraz, to niech szukają wiatru w polu. Widzi mi się, że ten napad na wóz kolektora, to też te sprzedawczyki. Ktoś powinien wziąć ich za mordy!
- Bzdury gadacie.- Wtrąciła się druga baba.- To hatacy, ci heretycy. To oni wóz napadli, przy okazji zwłoki plugawiąc. Nasz świątobliwy kapłan, mąż mądry, nawołuje by ich przegnać skąd przybyli, do Neteri.
- Głupoty gadasz kochaniutka.- Kolejna przekupka chciała dodać swe trzy grosze.- Wszyscy wiedzą, że poganie z piekła przybyli, a nie z zachodu. Poza tym ten ostatni trup, co go znaleźli dwieście kroków za wozem, zmarł od trucizny ze wschodu. Ze wschodu! Jak nic to dandaje byli.
Cody nie miał ochoty dalej tego słuchać. Zapłacił za mufkę wybraną przez Pężyrkę i odszedł. Szukał szyldu informującego przechodniów o gabinecie skryby. Łucznik nie umiał czytać, ale jeżeli na znaku widniało pióro, to można było spokojnie wejść.
Po dłuższym szukaniu znalazł to czego szukał. Pióro, księga i jakieś runy pokazywała wszystkim tabliczka. Najemnik otworzył drzwi i wszedł do środka. Pokój do którego wszedł był malutki. Lada, krzesło i drzwi na zaplecze. Na krześle siedział mały, otyły człowieczek, o chytrych oczach. Teraz te oczy lustrowały potencjalnego klienta.
- Czym mogę służyć?
- Muszę poznać zawartość kilku ksiąg. Chciałbym prosić o przejrzenie ich.
- Czegoś konkretnego, szanowny pan szuka?
- Czegokolwiek o magu, mieszkającym w tym mieście, albo w okolicach. Mam siedem woluminów. Jeszcze coś, płacę ekstra za dyskrecję.
- To jest zrozumiałe. Gdzie znajdują się owe księgi.
- Jeszcze chwilę, ile to będzie kosztowało?
Skryba podał kwotę. Żeby tyle zapłacić, Cody musiał by się spłukać do czysta.
Zoya nie zamierzała czekać na memerno.
- Masz tu jakieś tylne drzwi?
- Gdybym miał, to już byłbym daleko stąd.
Elfka zaczęła się rozglądać po pokoju, okna za małe, ściany za grube, a czasu było coraz mniej. Krasnolud położył się na podłodze i zakrył głowę, dzięki temu szanse na przeżycie rosły.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
- Cody Evans
- Użytkownik
- Posty: 246
- Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
- Kontakt:
Re: Wyprawa
Śledzę go do domu po czym go porywam na zasadzie znokautowania i "odniesienia pijanego znajomka do domu"
Pężyrka w między czasie może pomóc jeśli chce, jak nie to posyłam ją do domu.
Pężyrka w między czasie może pomóc jeśli chce, jak nie to posyłam ją do domu.
By fire be purged!
Re: Wyprawa
Postanawiam udać mistrza cechu drwali i udać się do ludzi zajmujących się eskortą karawan i wozów, udając zainteresowanie wynajęciem ochrony, ale również wypytując o kobietę (na zasadzie: czy wasze karawany są tak bezpieczne, że mógłbym nimi przewieźć bezbronną kobietę po kryjomu przez bramy miasta)
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
- Palapower14
- Forumowy Bywalec
- Posty: 400
- Rejestracja: 10 gru 2014, o 22:12
- Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie
Re: Wyprawa
Zoya nie wiedziała co zrobić miała. Ostatecznie zdecydowała nie zrobić nic. Położyła się obok farbiarza, przecież nie przyszli po nią.
"Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie !"
- Garnier De Naplouse
- Forumowy Bywalec
- Posty: 78
- Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
- Lokalizacja: Akka
Re: Wyprawa
Cody wyszedł z gabinetu skryby.
- Musimy poczekać, aż skończy pracę i pójdzie do domu.- Zwrócił się do Pężyrki.- Tam go obezwładnię. Potem zabierzemy go do kryjówki i każemy mu przeczytać te wszystkie księgi. Będę potrzebował twojej pomocy. Gdy ja będę go wlókł po mieście, ty musisz robić zwiad, sprawdzać, czy nie idzie w moją stronę straż.
Dziewczyna potaknęła energicznie. Łucznik poprowadził ją w kierunku sklepu mięsnego. Weszli do środka i zasiedli na ławach. Mieli stąd dobry widok na budynek pisarczyka. Przyszedł czas na najnudniejszą część tej roboty. Czekanie.
Wreszcie z domu wyszedł gruby skryba. Cody zbudził drzemiącą Pężryrkę i ruszyli. Nie musieli się nawet skradać. Skryptor szedł sobie spokojnie wygwizdując skoczną melodię. Od czasu kopnął jakiegoś żebraka, czy rzucił kamieniem w przechodzących innowierców. Dłużej zatrzymał się tylko na chwilę. Podbiegł do niego jakiś chłystek i zaczął mu coś mówić do ucha. Cody próbował wywiedzieć się o co idzie, ale obskoczyli go spragnieni golce. Najemnik rozgonił ich cennymi kopniakami, lecz z podsłuchiwania były nici. Zauważył jeszcze, że pisarczyk oddał chłystkowi złotą monetę. Przez dalszą część drogi skryba już nie gwizdał. Szedł jakby zasępiony albo zamyślony. W końcu zniknął w jakiejś ciemnej bramie.
- Zostań tu.- Evans poinstruował dziewczynkę.- Zaraz wracam.
Szybkim krokiem przekroczył bramę. Przygotował swoją linkę. Teraz miała spełnić rolę garoty. Za bramą była krótka ścieżka, prowadziła do małej kurnej chaty. Znad budowli unosił się dym. Ktoś był w domu. Niedobrze. Teraz nie było czasu na powrót. Najemnik stanął przed drzwiami. Przekręcił gałkę, drzwi ustąpiły pod naciskiem. Powoli się otworzyły, bez żadnego skrzypnięcia. Skryba stał przed nim. Na szczęście był odwrócony tyłem, zdejmował płaszcz i wieszał go na kołku. Łucznik począł skradać się w jego stronę. Podniósł sznur. Już zaraz miała zacząć się szamotanina. Wtem Cody usłyszał szelest za sobą. Odwrócił się. W jego kierunku szedł chłystek, z którym porozumiewał się pisarczyk. W ręku miał mizykordię.
- Myślisz, że po co wynajmuje się ochroniarzy?- Zaczął mówić skryba, nawet nie zaszczycając Evansa spojrzeniem.- Czyżby nie po to, aby samemu móc spokojnie żyć? W moim interesie taki ochroniarz jest bardzo przydatny. A teraz pozwól, że się pożegnam.
Dlaczego wszystko zawsze musi się tak pieprzyć? Pomyślał Cody. W momencie, w którym gospodarz zakończył rozmowę, chłystek skoczył. Był szybki, ale miał zbyt mało doświadczenia. Najemnik uniknął pierwszego ciosu. Odskoczył, chciał mieć więcej miejsca. Miał chwilę spokoju więc chował linę, podczas walki w małych pomieszczeniach była mało pomocna. Prawą ręką sięgnął po miecz. Ledwo zdążył, napastnik był już blisko. Ruszyli na siebie. Ostrza się spotkały, szczęknęło żelazo. Wymienili się krótkimi ciosami i odskoczyli.
Niepotrzebny hałas przyciągnie hołotę. Czas kończyć tą zabawę. Powiedział sobie w myślach Cody. Znowu do siebie przyskoczyli. Pierwszy cios sparował, ochroniarz szykował się do kolejnego, ale Evans był szybszy. Wykonał ruchy jakby chciał pchnąć, chłystek oczywiście próbował zblokować. Na jego nieszczęście najemnik wcale nie chciał pchnąć. W połowie ciosu Cody wykonał swój popisowy numer. Niewielu szermierzy umiało wykonać coś podobnego, a jeszcze mniej robiło to tak sprawnie. Evans przerzucił swój miecz z prawej dłoni do lewej. Potem ciął na odlew, uderzenie trafiło w gardło napastnika. Buchnęła krew, skryba kwiknął z przestrachu, ochroniarz próbował zatamować krwotok, bezskutecznie. Spojrzał w oczy swemu mordercy. Nie znalazł w nich litości, a raczej pogardę, może jeszcze gdzieś nawet radość. Upadł na ziemię. Kałuża krwi wokół niego powiększała się z sekundy na sekundę.
Cody przekroczył ciało i poszedł w stronę skryby. Przerażony grubas próbował uciekać, ale niewiele z tego wyszło. Jedynie jeszcze bardziej rozeźlił najemnika. Evans złapał go za kark i uderzył w ciemię. Skryptor zemdlał, przypominał teraz trochę szmacianą lalkę. Łucznik wziął go pod ramię i wyszedł z budynku. Zza rogu wyskoczyła Pężyrka. Pamiętała plan. Dalej szli razem, ona dwadzieścia kroków z przodu, szukając wzrokiem straży; on z tyłu, niosąc grubasa i skręcając w boczne uliczki, gdy dziewczynka dawała znak. Bez żadnych przygód dotarli do kryjówki. Najemnik położył skrybę na posłaniu, ale po krótkim namyśle jednak zrzucił go na podłogę.
- Zgoda.- Powiedział Dalewin.- Zajmę się tym.
- Świetnie.- Król zatarł ręce, a później pokiwał do kogoś kto stał za drwalem.
Olbrzym poczuł mocne uderzenie w tył czaszki. Padł bez przytomności.
Obudził się w jakiejś opuszczonej uliczce. Wstał, otrzepał się i poszedł w stronę głównego rynku. Miał plan. Gdy dotarł do celu musiał namierzyć najemników specjalizujących się w eskorcie wozów. Znalazł ich bez problemu. Najemnicy zawsze robili największy harmider. Podszedł do jednego z wielkim, czarnym wąsem. Był odziany od stóp do głów w skórzaną zbroję.
- Czego?- Zapytał.
- Jestem drwal Mjewór. Przewodniczący gildii drwali w Langi.
- Miło mi.- Splunął Dalewinowi pod nogi, prezentując tym szczerość swojej wypowiedzi.
- Muszę przewieźć pewien transport do Myszyc. Potrzebuję solidnej ochrony.
- Aha…Czemu miałoby mnie to interesować?
- Ponieważ można na tym zarobić.
- Słuchaj, zajmuje się tą robotą od kilkunastu wiosen bez mała i nigdy dotąd nie przyszło mi eskortować drwala, myśliwego, czy innego mużyka. Wiesz dlaczego? Bo żadnego z nich nie stać na wynajęcie mnie i moich chłopców. Dlatego widzi mi się, że drwal z ciebie, jak z koziej dupy trąba.
- Może dlatego, że nigdy drwale nie potrzebowali przewieźć czegoś takiego.
- Zaciekawiłeś mnie.- Splunął kolejny raz. Plwocina była niebezpiecznie blisko butów Dalewina.
- Najpierw chciałbym zadać kilka pytań. Po pierwsze. Czy jest możliwe przemycenie poza miasto pewnego ładunku, ściślej, osoby?
- Wozem? Nie. Memerno dokładnie przeszukuje wszystkie wozy, dużo łatwiej było by przeprowadzić ta osobę przez bramę. Chyba, że jest to transport memerno albo ma się ich w kieszeni. Wątpię żeby którykolwiek z mych konkurentów dałby radę to zrobić.
- Eskortujesz czasami wozy memerno?
- Co ty? Raz im pomożesz, a później obudzisz się w jakiejś piwnicy przykuty łańcuchami do ściany. W dodatku bardzo rzadko kogoś najmują, wystarczająco dobrze radzą sobie sami. Biorą najmitów tylko wtedy jak jest jakiś poważny ładunek. Podobno kogoś teraz szukają. Jeden z moich znajomych wziął robotę, dobrze płatna praca.
- Wiesz gdzie on teraz przebywa?
- Karczma ,,Pod nagą elfką”.
Zoya nie wiedziała co robić. Zrezygnowana padła na ziemię, w końcu, to nie po nią przyszli. Zdążyła zakryć głowę, wtedy się zaczęło. Specjalnym taranem wywarzyli z zawiasów drzwi, a te runęły z głośnym hukiem. Następnie wrzucili do sieni małą fiolkę. Gdy ta zetknęła się z podłogą, wybuchła oślepiając wszystkich jasnym światłem. Dopiero wtedy wpadli do pokoju. Okute buty zastukały na klepisku. Do elfki i krasnoluda doskoczyło po dwóch żołnierzy. Jeden przygniatał kolanem do podłogi, a drugi przykładał nabitą kuszę do głowy. Pozostali sprawdzali resztę chaty. Prawdopodobnie kilku zostało na zewnątrz. Zoya naliczyła ośmiu.
Gdy memerniści upewnili się, że reszta mieszkania jest pusta, zawołali dowódcę. Oficer powoli wszedł do budynku.
- Czy akcja przebiegła pomyślnie?- Zwrócił się do jednego z żołnierzy. Stał zza Zoyą więc nie mogła go obejrzeć.
- Ta jest panie komendancie!- Ryknął podwładny.
- Świetnie. Kim jest ta elfka?
- Nie wiemy panie komendancie!- Memernista miał bardzo doniosły głos.
- Sprawdźcie, czy jest na którymś z listów gończych. Jeżeli nic nie znajdziecie, wypuścić. Jeżeli coś będzie, do lasku.
- Ta jest panie komendancie!
- Tego krasnala od razu do lasku.
- Tak bez przesłuchania panie komendancie?- Pierwszy raz nie podniósł głosu.
- Rozumiem, że jest ci smutno, ale dostaliśmy rozkaz eliminacji, a nie zatrzymania.
- Ta jest panie komendancie!
Oficer odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zwykli żołnierze natychmiast by się rozluźnili, ale to nie byli zwykli żołnierze. Kilku wyprowadziło farbiarza przed chatę i wrzuciło na wóz, nie szczędząc kopniaków i wyzwisk. Ten który rozmawiał z dowódcą wyjął skądś księgę i począł ja przeglądać, co jakiś czas zerkając na twarz elfki. Reszta została na pozycjach bojowych. Byli przygotowani na każdą ewentualność. Po chwili, która zdawała się trwać całą wieczność, ten wrzeszczący, który prawdopodobnie był dziesiętnikiem, schował księgę i dał znak trzymającym Zoję oprychom, by ją podnieśli. Wykonali polecenie przy okazji boleśnie wykręcając jej ręce.
- Przepraszamy za zaistniałą sytuację. Tu były tylko ćwiczenia, rutynowa działalność. Będziemy jednak musieli pannę spisać.
Łuczniczka była z początku nieco oszołomiona, szybko jednak się z tego wyrwała. Podała memerniście fałszywe dane i dostała w zamian równie fałszywe przeprosiny. Dziesiętnik dał kolejny znak żołdakom, wtedy ci puścili łuczniczkę. Fuknęła na nich i wyszła.
Zaczerpnęła świeżego powietrza. Jeszcze trochę pożyje. Pomyślała. Nieco ją to pokrzepiło. Musiała się zastanowić co teraz. Wiedziała o jakim lasku mówił oficer memerno. Było to miejsce masowych mordów dokonywanych przez tajną policyję. Eliminowali tam niektórych jeńców, oczywiście tych mniej ważnych. Tam wiodła ostatnia droga schwytanych przez memerno. Towarzyszyła im nieliczna świta żołnierzy. Zoya znała drogę do lasku, gdyby chciała dała radę by tam dotrzeć przed wozem z farbiarzem.
- Musimy poczekać, aż skończy pracę i pójdzie do domu.- Zwrócił się do Pężyrki.- Tam go obezwładnię. Potem zabierzemy go do kryjówki i każemy mu przeczytać te wszystkie księgi. Będę potrzebował twojej pomocy. Gdy ja będę go wlókł po mieście, ty musisz robić zwiad, sprawdzać, czy nie idzie w moją stronę straż.
Dziewczyna potaknęła energicznie. Łucznik poprowadził ją w kierunku sklepu mięsnego. Weszli do środka i zasiedli na ławach. Mieli stąd dobry widok na budynek pisarczyka. Przyszedł czas na najnudniejszą część tej roboty. Czekanie.
Wreszcie z domu wyszedł gruby skryba. Cody zbudził drzemiącą Pężryrkę i ruszyli. Nie musieli się nawet skradać. Skryptor szedł sobie spokojnie wygwizdując skoczną melodię. Od czasu kopnął jakiegoś żebraka, czy rzucił kamieniem w przechodzących innowierców. Dłużej zatrzymał się tylko na chwilę. Podbiegł do niego jakiś chłystek i zaczął mu coś mówić do ucha. Cody próbował wywiedzieć się o co idzie, ale obskoczyli go spragnieni golce. Najemnik rozgonił ich cennymi kopniakami, lecz z podsłuchiwania były nici. Zauważył jeszcze, że pisarczyk oddał chłystkowi złotą monetę. Przez dalszą część drogi skryba już nie gwizdał. Szedł jakby zasępiony albo zamyślony. W końcu zniknął w jakiejś ciemnej bramie.
- Zostań tu.- Evans poinstruował dziewczynkę.- Zaraz wracam.
Szybkim krokiem przekroczył bramę. Przygotował swoją linkę. Teraz miała spełnić rolę garoty. Za bramą była krótka ścieżka, prowadziła do małej kurnej chaty. Znad budowli unosił się dym. Ktoś był w domu. Niedobrze. Teraz nie było czasu na powrót. Najemnik stanął przed drzwiami. Przekręcił gałkę, drzwi ustąpiły pod naciskiem. Powoli się otworzyły, bez żadnego skrzypnięcia. Skryba stał przed nim. Na szczęście był odwrócony tyłem, zdejmował płaszcz i wieszał go na kołku. Łucznik począł skradać się w jego stronę. Podniósł sznur. Już zaraz miała zacząć się szamotanina. Wtem Cody usłyszał szelest za sobą. Odwrócił się. W jego kierunku szedł chłystek, z którym porozumiewał się pisarczyk. W ręku miał mizykordię.
- Myślisz, że po co wynajmuje się ochroniarzy?- Zaczął mówić skryba, nawet nie zaszczycając Evansa spojrzeniem.- Czyżby nie po to, aby samemu móc spokojnie żyć? W moim interesie taki ochroniarz jest bardzo przydatny. A teraz pozwól, że się pożegnam.
Dlaczego wszystko zawsze musi się tak pieprzyć? Pomyślał Cody. W momencie, w którym gospodarz zakończył rozmowę, chłystek skoczył. Był szybki, ale miał zbyt mało doświadczenia. Najemnik uniknął pierwszego ciosu. Odskoczył, chciał mieć więcej miejsca. Miał chwilę spokoju więc chował linę, podczas walki w małych pomieszczeniach była mało pomocna. Prawą ręką sięgnął po miecz. Ledwo zdążył, napastnik był już blisko. Ruszyli na siebie. Ostrza się spotkały, szczęknęło żelazo. Wymienili się krótkimi ciosami i odskoczyli.
Niepotrzebny hałas przyciągnie hołotę. Czas kończyć tą zabawę. Powiedział sobie w myślach Cody. Znowu do siebie przyskoczyli. Pierwszy cios sparował, ochroniarz szykował się do kolejnego, ale Evans był szybszy. Wykonał ruchy jakby chciał pchnąć, chłystek oczywiście próbował zblokować. Na jego nieszczęście najemnik wcale nie chciał pchnąć. W połowie ciosu Cody wykonał swój popisowy numer. Niewielu szermierzy umiało wykonać coś podobnego, a jeszcze mniej robiło to tak sprawnie. Evans przerzucił swój miecz z prawej dłoni do lewej. Potem ciął na odlew, uderzenie trafiło w gardło napastnika. Buchnęła krew, skryba kwiknął z przestrachu, ochroniarz próbował zatamować krwotok, bezskutecznie. Spojrzał w oczy swemu mordercy. Nie znalazł w nich litości, a raczej pogardę, może jeszcze gdzieś nawet radość. Upadł na ziemię. Kałuża krwi wokół niego powiększała się z sekundy na sekundę.
Cody przekroczył ciało i poszedł w stronę skryby. Przerażony grubas próbował uciekać, ale niewiele z tego wyszło. Jedynie jeszcze bardziej rozeźlił najemnika. Evans złapał go za kark i uderzył w ciemię. Skryptor zemdlał, przypominał teraz trochę szmacianą lalkę. Łucznik wziął go pod ramię i wyszedł z budynku. Zza rogu wyskoczyła Pężyrka. Pamiętała plan. Dalej szli razem, ona dwadzieścia kroków z przodu, szukając wzrokiem straży; on z tyłu, niosąc grubasa i skręcając w boczne uliczki, gdy dziewczynka dawała znak. Bez żadnych przygód dotarli do kryjówki. Najemnik położył skrybę na posłaniu, ale po krótkim namyśle jednak zrzucił go na podłogę.
- Zgoda.- Powiedział Dalewin.- Zajmę się tym.
- Świetnie.- Król zatarł ręce, a później pokiwał do kogoś kto stał za drwalem.
Olbrzym poczuł mocne uderzenie w tył czaszki. Padł bez przytomności.
Obudził się w jakiejś opuszczonej uliczce. Wstał, otrzepał się i poszedł w stronę głównego rynku. Miał plan. Gdy dotarł do celu musiał namierzyć najemników specjalizujących się w eskorcie wozów. Znalazł ich bez problemu. Najemnicy zawsze robili największy harmider. Podszedł do jednego z wielkim, czarnym wąsem. Był odziany od stóp do głów w skórzaną zbroję.
- Czego?- Zapytał.
- Jestem drwal Mjewór. Przewodniczący gildii drwali w Langi.
- Miło mi.- Splunął Dalewinowi pod nogi, prezentując tym szczerość swojej wypowiedzi.
- Muszę przewieźć pewien transport do Myszyc. Potrzebuję solidnej ochrony.
- Aha…Czemu miałoby mnie to interesować?
- Ponieważ można na tym zarobić.
- Słuchaj, zajmuje się tą robotą od kilkunastu wiosen bez mała i nigdy dotąd nie przyszło mi eskortować drwala, myśliwego, czy innego mużyka. Wiesz dlaczego? Bo żadnego z nich nie stać na wynajęcie mnie i moich chłopców. Dlatego widzi mi się, że drwal z ciebie, jak z koziej dupy trąba.
- Może dlatego, że nigdy drwale nie potrzebowali przewieźć czegoś takiego.
- Zaciekawiłeś mnie.- Splunął kolejny raz. Plwocina była niebezpiecznie blisko butów Dalewina.
- Najpierw chciałbym zadać kilka pytań. Po pierwsze. Czy jest możliwe przemycenie poza miasto pewnego ładunku, ściślej, osoby?
- Wozem? Nie. Memerno dokładnie przeszukuje wszystkie wozy, dużo łatwiej było by przeprowadzić ta osobę przez bramę. Chyba, że jest to transport memerno albo ma się ich w kieszeni. Wątpię żeby którykolwiek z mych konkurentów dałby radę to zrobić.
- Eskortujesz czasami wozy memerno?
- Co ty? Raz im pomożesz, a później obudzisz się w jakiejś piwnicy przykuty łańcuchami do ściany. W dodatku bardzo rzadko kogoś najmują, wystarczająco dobrze radzą sobie sami. Biorą najmitów tylko wtedy jak jest jakiś poważny ładunek. Podobno kogoś teraz szukają. Jeden z moich znajomych wziął robotę, dobrze płatna praca.
- Wiesz gdzie on teraz przebywa?
- Karczma ,,Pod nagą elfką”.
Zoya nie wiedziała co robić. Zrezygnowana padła na ziemię, w końcu, to nie po nią przyszli. Zdążyła zakryć głowę, wtedy się zaczęło. Specjalnym taranem wywarzyli z zawiasów drzwi, a te runęły z głośnym hukiem. Następnie wrzucili do sieni małą fiolkę. Gdy ta zetknęła się z podłogą, wybuchła oślepiając wszystkich jasnym światłem. Dopiero wtedy wpadli do pokoju. Okute buty zastukały na klepisku. Do elfki i krasnoluda doskoczyło po dwóch żołnierzy. Jeden przygniatał kolanem do podłogi, a drugi przykładał nabitą kuszę do głowy. Pozostali sprawdzali resztę chaty. Prawdopodobnie kilku zostało na zewnątrz. Zoya naliczyła ośmiu.
Gdy memerniści upewnili się, że reszta mieszkania jest pusta, zawołali dowódcę. Oficer powoli wszedł do budynku.
- Czy akcja przebiegła pomyślnie?- Zwrócił się do jednego z żołnierzy. Stał zza Zoyą więc nie mogła go obejrzeć.
- Ta jest panie komendancie!- Ryknął podwładny.
- Świetnie. Kim jest ta elfka?
- Nie wiemy panie komendancie!- Memernista miał bardzo doniosły głos.
- Sprawdźcie, czy jest na którymś z listów gończych. Jeżeli nic nie znajdziecie, wypuścić. Jeżeli coś będzie, do lasku.
- Ta jest panie komendancie!
- Tego krasnala od razu do lasku.
- Tak bez przesłuchania panie komendancie?- Pierwszy raz nie podniósł głosu.
- Rozumiem, że jest ci smutno, ale dostaliśmy rozkaz eliminacji, a nie zatrzymania.
- Ta jest panie komendancie!
Oficer odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zwykli żołnierze natychmiast by się rozluźnili, ale to nie byli zwykli żołnierze. Kilku wyprowadziło farbiarza przed chatę i wrzuciło na wóz, nie szczędząc kopniaków i wyzwisk. Ten który rozmawiał z dowódcą wyjął skądś księgę i począł ja przeglądać, co jakiś czas zerkając na twarz elfki. Reszta została na pozycjach bojowych. Byli przygotowani na każdą ewentualność. Po chwili, która zdawała się trwać całą wieczność, ten wrzeszczący, który prawdopodobnie był dziesiętnikiem, schował księgę i dał znak trzymającym Zoję oprychom, by ją podnieśli. Wykonali polecenie przy okazji boleśnie wykręcając jej ręce.
- Przepraszamy za zaistniałą sytuację. Tu były tylko ćwiczenia, rutynowa działalność. Będziemy jednak musieli pannę spisać.
Łuczniczka była z początku nieco oszołomiona, szybko jednak się z tego wyrwała. Podała memerniście fałszywe dane i dostała w zamian równie fałszywe przeprosiny. Dziesiętnik dał kolejny znak żołdakom, wtedy ci puścili łuczniczkę. Fuknęła na nich i wyszła.
Zaczerpnęła świeżego powietrza. Jeszcze trochę pożyje. Pomyślała. Nieco ją to pokrzepiło. Musiała się zastanowić co teraz. Wiedziała o jakim lasku mówił oficer memerno. Było to miejsce masowych mordów dokonywanych przez tajną policyję. Eliminowali tam niektórych jeńców, oczywiście tych mniej ważnych. Tam wiodła ostatnia droga schwytanych przez memerno. Towarzyszyła im nieliczna świta żołnierzy. Zoya znała drogę do lasku, gdyby chciała dała radę by tam dotrzeć przed wozem z farbiarzem.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
- Cody Evans
- Użytkownik
- Posty: 246
- Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
- Kontakt:
Re: Wyprawa
Zmuszam go do czytania, aby się upewnić, że nie kłamie groże mu ucinaniem kończyn. W razie czego paluszka też można nakroić. (Oczywiście nie tak żeby mi zdechł). Szukam oczywiście wzmianki jak nazywa się poszukiwany mag, po opisie itp (wkońcu go widziałem). A pężyrka zasłużyła na jakąś nagrode.
Ps: będziemy tak cały czas osobno czy może wkońcu jakoś połączyć wątki (typu raid na baze bandytów (przykład) ? Bo nudne jest takie samodzielne zwłaszcza że od samego początku za przeproszeniem ciula sie dowiedzieliśmy .-.
Ps: będziemy tak cały czas osobno czy może wkońcu jakoś połączyć wątki (typu raid na baze bandytów (przykład) ? Bo nudne jest takie samodzielne zwłaszcza że od samego początku za przeproszeniem ciula sie dowiedzieliśmy .-.
By fire be purged!
Re: Wyprawa
Udaję się do tej karczmy- ta sama śpiewka, plus pytanie którą bramą według niego łatwiej byłoby wywieźć taki rodzaj towaru.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
- Palapower14
- Forumowy Bywalec
- Posty: 400
- Rejestracja: 10 gru 2014, o 22:12
- Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie
Re: Wyprawa
Zoya zdecydowała się pójść do lasku, lecz mimo to postanwiła się nie wychylać to będzie zwyky zwiad myślała.
"Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie !"
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości