Wyprawa

Zabawy dla osób chcących się w coś bawić
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Re: Wyprawa

Cody szturchnął dziadka nogą, zrobił to tylko z przyzwyczajenia. Widział już wiele śmierci i wiedział, że staruszek nie żyje. Pewności nigdy dość. Wyjął miecz i poderżnął mu gardło. Potem zaciągnął ciało nad jakieś głębsze bajoro i tam wrzucił do wody. Ułamał jakiś dłuższy kij i wepchnął cielsko jeszcze głębiej. Mógł zrobić to butem, ale myśl, że noga wleci mu do tego błocka przeraziła go.
Czas się zająć obozem. Po śladach wrócił do miejsca gdzie ogłuszył dziadunia. Po drodze podniósł jakąś lagę leżącą na ziemi. Miał pomysł jak odciągnąć wszystkich od tajemniczego namiotu. Miał w plecaku schowane suche szmaty na takie okazje. Owinął nimi z jednej strony patyk.
Powoli obszedł obozowisko, a potem przeczołgał się do najbliższego z namiotów. Kiedy upewnił się, że nikt go nie widział wyjął krzesiwo i rozpalił stworzoną przez niego pochodnię. Potem wrzucił ją do środka. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Po chwili wszyscy Hatacy zaczęli biegać po obozie jak oszaleli. Cody wykorzystał zawieruchę. Nim wszyscy się zbiegli wskoczył do lasu i teraz biegł do mijanego przez wszystkich namiotu. Kiedy był już blisko zwolnił i sięgnął ręką po łuk. Słyszał ze środka jakieś hałasy. Powoli wyjął strzałę z kołczanu i nałożył na cięciwę. Rozejrzał się wokół siebie i wszedł do namiotu. To co zobaczył potwornie go rozeźliło. Na sienniku leżał jeden z Hataków. Zatykał palcami uszy i się wiercił. Komuś należy się porządne lanie. Pomyślał.
Leżący poruszył się i odwrócił głowę w kierunku osoby, która przerwała mu wypoczynek. Otworzył oczy i spojrzał na Codiego zdenerwowanym i zdziwionym wzrokiem
Miał długą, rudą brodę, przerzedzoną czuprynę tego samego koloru. Nie to było jednak w nim najważniejsze. Najważniejsze było to, że był ogromny jak, nie przymierzając góra.
- Kim jesteś?- Zapytał.
Cody nie był w nastroju do rozmów. Stwierdził, że gest wyrazi więcej. Dlatego kopnął Olbrzyma w twarz. Głowa poleciała mu do tyłu tak, że uderzył nią w ziemię. Chłopak rzucił się niego. Kolanem przygniótł do ziemi i sposobił się do uderzenia w gardło. Do tego jednak nie doszło. Brat chwycił go i rzucił w górę na kilka stóp zabierając po drodze namiot. I tyle jeśli chodzi o cichą akcje. Podczas rzutu brat nie myślał jednak o tym gdzie napastnik spadnie. Powinien. Cody spadł na niego tak nieszczęśliwie lub szczęśliwie, że ugodził przeciwnika łokciem w brzuch. Brat zwijał się z bólu, a Evans próbował otrząsnąć się po niezbyt udanym locie i jeszcze mniej udanym lądowaniu, kiedy przybiegli Hatacy. Otoczyli ich kołem. Kilku pomogło wstać olbrzymowi. Jeden wystąpił z szeregu. W ręce trzymał ćwiekowaną pałę. Brat Akwin we własnej osobie.
- Bratu Meljorowi nie należy przeszkadzać w trakcie odpoczynku.- Napomniał.- Źle to na niego wpływa. Wybacz, ale musimy cię teraz porządnie obić. W celach wyłącznie dydaktycznych oczywiście.
Szelmowski uśmiech na jego twarzy mówił co innego. Powoli wzniósł kij do ciosu. Cody nie zamierzał pokornie na niego czekać. Rzucił się w bok. Tam spokojnie stanął w pozycji bojowej.
Pierwszy zaatakował Olbrzym, chciał jednym sierpowym zakończyć walkę. Nie ma tak łatwo. Cody zanurkował pod ciosem i po chwili był już po drugiej stronie pola walki. Teraz uderzył Akwin. Bił od góry, prosto w łeb. Chłopak odskoczył w tył i kij trafił w ziemię przed nim. Pałkarz stracił równowagę i poleciał za bardzo do przodu. Teraz wystarczyło odpowiednio szybko i mocno grzmotnąć kolanem. Zdążył idealnie. Nos ustąpił pod naciskiem. Cody poczuł ciepłą krew na kolanie. Teraz czas na Wielkiego. Meljor przeprowadził serię uderzeń, ale wszystkie, albo nie trafiły, albo poszły po bloku. Droczył się tak z nim przez chwilę. Przy następnym ataku chwycił przeciwnika za odsłonięte ramiona, postawił swoją nogę zakroczną za jego. Przeciwnik miał na niej postawiony cały ciężar ciała. Teraz wystarczyło tylko wykonać jeden ruch nogą. Nie zdążył go jednak wykonać. Olbrzym chwycił go za zbroję i cisnął w blisko stojące drzewa. Cody zrobił salto w powietrzu i odbił się nogami od drzewa. Powrócił do Meljora ze zdwojoną prędkością. Wykonał jedno kopnięcie na twarz. Jedno kopnięcie, które normalnie jedynie by go jeszcze bardziej zdenerwowało. Siła pędu zrobiła jednak swoje. Głowa odskoczyła mu w tył, a z ust poleciały drobinki śliny. Wielgus poleciał na podwyższenie, na którym zwykł przemawiać.
Walka była skończona. Wokół Chłopaka stało czterech heretyków i z trwogą mu się przyglądali. Pozostała piątka poszła podziwiać spustoszenie, jakie zasiał Cody w uzębieniu ich brata. Niedługo o tej walce będą rozpowiadali na każdym gościńcu. Jak zamknąć im usta? Najgorsza była świadomość, że się zbłądziło. Że trzeba wrócić i zacząć szukać od nowa. Nienawidził tego.

Gepat był coraz bliżej celu. Uniósł już ogon. Przygotował się do skoku.
- O Największy! Ratuj!- Wrzeszczał strażnik.
Wielki wysłuchał jego prośby. Owym wielkim był sam Dalewin. Przybiegł i potężnym cięciem rozpłatał potwora na pół.
- Nie zostawiaj mnie tak! Tego zabiłeś, ale zaraz przyjdą kolejne.
- Będziesz mnie nadal ścigał?
- Oczywiście, że nie.- Odpowiedział bez namysłu.- Uratowałeś mi życie. To więcej niż jakiś chędożony awans.
- No dobra. Dawaj łapę.
Po chwili strażnik stał już obok niego. Co prawda bez jednego buta.
- Zaraz pogadamy. Znajdźmy jakiś kawałek ziemi bo źle w tym szambie stać.
Znalezienie płatu suchej ziemi na bagnie graniczyło z cudem, ale w końcu znaleźli. Zdjęli buty i onuce. Dopiero wtedy Dalewin się odezwał.
- Jestem Dalewin, a ciebie jak zwą?
- Mówią na mnie Więcmier. Jestem dziesiętnikiem miejscowego oddziału. Banda tchórzy i zdrajców. Gdyby oni to już bym…- Spojrzał na drwala siedzącego obok i postanowił zmienić temat.- Co się tam stało? W tej chałupie?
- Przyszedłem do kolegi. No i jak wszedłem to widzę jak ten wisi. Potem wlazła jakaś dziewka i narobiła rabanu. Uciekłem bo myślałem, że jak mnie złapie straż to…Nieważne.
- Taaaa… Gdybym nim był to też bym się powiesił. Robił tak paskudny bimber, że szkoda gadać. Raz podarował mi flaszkę i o mało mnie nie przekręciło.
- Rzecz w tym, że to chyba nie było samobójstwo. Nie widziałem nigdzie jakiegoś stołka, czy czegoś.
- Myślisz, że ktoś go ukatrupił, a potem powiesił jego ciało w chacie, żeby wszyscy pomyśleli, że się powiesił.
- Yhy. Ktoś silny i wysoki jak diabli. Najpierw udusił czy cuś, a potem powiesił.
- Cholera…Mamy takiego jednego, Żeliwuj się nazywa. Wysoki jak brzoza. Darli koty ze sobą…Ale żeby tak zamordować? Mam pomysł, zrobimy najazd na niego. Jak coś znajdziemy to będzie wisiał w te sobotę. Tylko trzeba będzie znaleźć coś mocnego. Ty też jesteś wielki i silny. Jeżeli nam się to nie uda to, ty będziesz wisiał, a ja obok ciebie za pomoc w mordzie. To jak? Wchodzisz w to?

Diakon odwrócił się i miał zamiar wyjść, kiedy nasunęła mu się pewna myśl. Skąd hrabia wie o Iwie skoro nie ma kontaktu ze światem, a on nic mu o tym nie powiedział. Odwrócił się i zapytał:
- O jakiego chłopaka tobie idzie?
- Nie rozumiem.
- Mówiłeś o jakimś chłopaku. Ja o niczym takim nie mówiłem.
Właściciel ziemski spuścił wzrok i przez chwilę myślał. Pociągnął solidny łyk z gąsiorka i powiedział:
- Jesteś cwańszy niż myślałem. Niż my myśleliśmy… Wiesz, że mógłbym cię teraz zabić? Mógłbym skrzyknąć kilku chłopa i tego idiotę sprzed drzwi i było by jednego cwanego diakona mniej…Ale nie zrobię tego. Wiesz dlaczego?
Nadar przełknął ślinę i wydukał przestraszony:
- Ponieważ to było by morderstwo.
Hrabia zaśmiał się.
- Bez wątpienia, ale przez moją decyzję zabili wielu i zabiją jeszcze więcej. Nie. Nie dlatego. Powiem ci to, ponieważ sam chcę to zatrzymać, lecz jestem tchórzem. Poruszyłem coś czego nie mogę objąć. Wszystko przez mój rasizm. Wszystko zrozumiesz już niedługo. Nie mogę powiedzieć ci tego tutaj. Kmiecie podsłuchują. Już od dłuższego czasu. Słyszę ich. Spotkajmy się dziś w nocy. Przy Kalonce. Wiem, że miejsce takie sobie, ale tylko tak możemy zapewnić sobie prywatność. Idź już. Zostaw mnie z moimi smutkami.
Nadar odszedł .Ta rozmowa pozostawiła po sobie wiele pytań.
Co robicie?
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Cody grzecznie oznajmił, że całe to zajście to pomyłka i powinien już iść, przepraszając za szkody ale działał we własnej obronie.
Nie mniej jednak pyta się pozostałych mnichów o aktywność bandytów oraz porwania.
Następnie udaje się z powrotem do dziewczynki, smarkula pewnie się już obudziła a line trzeba odzyskać. Poucza dziewczynkę o wchodzeniu samej do lasu a następnie udaje się do wioski zakupić dodatkowy sznur oraz popytać o porwania.
Po zakończeniu biznesu w wiosce udaje się do Kalonki.

(poprosiłbym o opis wieży, którą znajdę, wiem że opisywałeś ale co wieża to wieża i interesuje mnie to co zobaczę)
By fire be purged!
Awatar użytkownika
Shaiva
Moderator
Posty: 104
Rejestracja: 7 sty 2015, o 17:15

Re: Wyprawa

Z góry przepraszam ale do niedzieli wieczór jestem na zadupiu ze słabym netem, więc raczej nie będę pisał.

Dalewin przystał na propozycję strażnika. Postanowił że najpierw, przed interwencją rozejrzy się sam po jego chacie, udając, że przychodzi w interesach.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Re: Wyprawa

- Ja…bardzo przepraszam.- Powiedział Cody.- To wszystko, to jedno wielkie nieporozumienie. On zaatakował pierwszy…Musiałem się bronić.
- Rozumiemy to. Wiemy, że to nie twoja wina.- Gładko skłamał jeden z nich.
Hatacy nie byli tacy głupi. Mogli go zabić. Mogli wszyscy naraz zaatakować. Nie uciekłby, ale wiedzieli, że to się źle skończy. Sytuacja i bez tego była napięta. Jeżeli po świecie poszła by plotka, że zabiją podróżnych to miasta spłynęły by krwią. Wszyscy rzucili by się na Hataków. Setkami miast wstrząsnęły by pogromy. Właśnie dlatego woleli kłamać.
Cody wycofał się z polany. Chciał ich wypytać o bandytów, ale zrezygnował. Ich spojrzenia nie były dobre. Trzeba teraz popytać o tych kmiotów zabranych do lasu przez bandytów. Trzeba też kupić linę, na wypadek gdyby dziewucha nadal się naprzykrzała.
Szedł traktem w stronę wioski. Po drodze musiał jeszcze odwiązać tą gówniarę. Kiedy był już blisko usłyszał głosy. Szybko rzucił się do krzaków. Wszedł głębiej w las i powoli obszedł źródło hałasu tak, że gdyby to była pułapka na niego, to wyszedł by na jej plecach.
- Powtórzę po raz ostatni. Później będziemy prać. Co tu robiłaś?- Powiedział ktoś chrapliwym głosem. Odpowiedzi Cody niedosłyszał, był jeszcze za daleko. Gdy podszedł bliżej ujrzał rozmówców. Była to dwójka wykopywaczy gnoju i dziewczyna, którą przywiązał do drzewa. Po chwili odetchnął z ulgą, ponieważ zlokalizował również swoją linę. Była cała, ale leżała w rowie. Cholernicy. Zero poszanowania.
- Mamy uwierzyć, że podziwiałaś tutaj widoki? Masz nas za głupców?
- Dobra, niema co gadać. Zabieramy się do prania!
- Nie odważycie się!- Zapiszczała mała.- Mój tatuś was pogoni!
- Bezczelna wszo!- Krzyknął jeden i uderzył ją w twarz. Dziewczyna upadła.
- Spadamy stąd. Nic od niej nie wyciągniemy.
Poszli. Mała pozbierała się z ziemi i spojrzała w stronę Codiego. Niemożliwe, aby mnie zauważyła. Pocieszał się. Był doskonale ukryty. Nikt nie był w stanie go zauważyć. Pewnie jakieś zwierzątko zwróciło jej uwagę.
Dziewucha pobiegła w jego stronę. Jak się nie ruszę to przebiegnie obok. Uspokajał się.
- Co Pan tu robi?
Cody szpetnie zaklął. Nie można było się dalej łudzić. Wstał i poszedł po linę ignorując ją. Kiedy upewnił się, że jest nie uszkodzona odezwał się.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę ,że za mną chodzisz, to spiorę ci rzyć na kwaśne jabłko. Jeszcze coś, nie wolno chodzić samemu po lesie. To jest niebezpieczne smarkulo!
Odwrócił się i poszedł do wioski. Ona oczywiście poszła za nim. Gadała przez całą drogę, Cody mógł się założyć, że jedynym nieporuszonym przez nią tematem była inflacja. W momencie kiedy zabrała się by powiedzieć co sądzi o Józku z sąsiedztwa chwycił ją za kark, przełożył przez kolano i zabrał się do roboty. Nie trwało to długo. Pochód ruszył dalej, ale dziewczyna trzymała się dalej, poza zasięgiem rąk Evansa.
Kiedy doszli do wioski zmierzchało. Życie zamierało ludzie wchodzili do swoich chałup, aby tam usnąć, czy przygotować się do dnia następnego. Sznur będzie trzeba kupić kiedy indziej.
Poszedł do oberży. Jeżeli o takiej porze chce się czegoś dowiedzieć, jest to jedyne, słuszne miejsce.
Tym razem karczma była pełna. Ci którzy nie spali byli tutaj. Było gwarno i śmierdziało przypalonym mięsem. Chciał zasiąść w osobnej ,,królewskiej” izdebce, ale była zajęta przez kilku chłopów. Sam król i jego świta. Pomyślał.
Na widok Karczmarza uśmiechnął się. Na twarzy miał prowizoryczny opatrunek i zauważalnie unikał wzroku Codiego.
Przysiadł się do jednego ze stołów.
- Wynocha przybłędo!- Próbował wygonić go jeden z siedzących. Chłop chciał się jeszcze awanturować, ale zamilkł. Spojrzał w oczy gościa. Były szmaragdowe i głębokie. Patrzącego w nie wciągały coraz głębiej. Teraz te oczy wpatrzyły się w niego, chciały rozszarpać go, chciały widzieć jak umiera.
- Mam kilka pytań.- Powiedział Evans i zamilkł. Delektował się ciszą jaka zapadła w karczmie. Nikt nie śmiał mu przerywać.- Wiadomo coś o tych, co poszli z bandytami do lasu?
- Nie Panie, zniknęli. Jakby nigdy nie istnieli…
- Wystarczy!- Cisza była, że można było ją nożem kroić.- Wiadomo coś o potworze w wieży?
- Nie, Panie. Czasami poryczy, czasami kogoś porwie. Tyle.
Cody sięgnął po kufel jednego z siedzących i w całkowitej ciszy dopił resztkę. Wycelował palec w Szynkarza i powiedział:
- Jak nie przestaniesz rozwadniać piwa to cię zatłukę.
Wyszedł. Lubił myśleć, że poprawia jakość serwowanych napitków w takich miejscach.
Udał się w stronę wieży. Było już całkiem ciemno. Przez całą drogę myślał o tej dziewczynce. Za pierwszym razem śledziła go przez dłuższy czas, a on usłyszał ją bardzo późno. Teraz, zobaczyła go kiedy był ukryty. To jest niemożliwe!!!
Tak rozmyślając przyszedł pod Kalonke. W nocy prezentowała się jeszcze straszniej. Wydawała się większa, niż była w rzeczywistości. W środku była pewnie taka sama jak reszta wiejskich Kalonek. Największa główna sala, bez żadnych mebli, okien, niczego. Jedynie z potworem. Potem drewnianymi schodami wchodzi się na wyższe piętro. Tam są wszystkie skarby i trup ukrytej tam dziewczyny. Przejście blokowały solidne drzwi. Klucz jest przy potworze.
- Co Pan robi?
Cody podskoczył ze zdziwienia. To była ta gówniara. Jakim cudem dał się tak podejść? Nie wiedział.
- Zapomniałam się Pana zapytać wcześniej. Z jakiego ptaka zbiera się pomarańczowe lotki? Widziałam, że Pan ma kilka.- Cody rzeczywiście miał takie w kołczanie. Zabrał je trupom, im już nie były potrzebne.- Widziałam jak kilku panów z takimi strzałami chodzi koło takiej szopy w lesie.
- Jakiej szopy? Wiesz gdzie to? Pokaż na mapie.
- Przecież sam Pan mówił, że chodzenie po lesie samemu jest niebezpieczne.- Powiedziała i uśmiechnęła się złowieszczo.- jeżeli chce Pan zobaczyć tą szopę, to musi Pan iść ze mną!- Powiedziała i tupnęła dla dodania powagi swoim słowom.

- Dobra.- Powiedział Dalewin.- Wchodzę w to, ale zanim wejdziesz z oddziałem, to wpierw sam zobaczę jego chatę. Wejdę pod pozorem…To potem wymyślimy.
- Musimy ustalić sobie jakiś sygnał, gdyby będziesz pewien, że to on to dasz ten znak i wkroczymy. Umiesz kichać na zawołanie?
- Powinienem dać radę.
- Kiedy kichniesz, to wejdziemy. Teraz choć, już się ściemnia. Cholera, bym zapomniał. Weźmy to ścierwo. Brat garbarz. Stryj szewc, to ci buty uszyjemy, za poratowanie mnie w potrzebie.
Buty z gepata? To było by coś.
Strażnicy rozsiedli się na trakcie. Dziesiętnik nie wracał, pewnie ten zakapior go rozsiekał. Niby było go szkoda, ale dzięki temu ktoś dostanie awans. Właśnie zaczynali się kłócić kto dostanie tą promocję, gdy zobaczyli jak z lasu wychodzi Więcmir, a zaraz za nim ów zakapior. Pierwszy niósł na barku przód gepata, a drugi tył tegoż stwora.
- Hurra! Pan Dziesiętnik złapał zbója!- Krzyknął jeden. Reszta spojrzała na niego niechętnym wzrokiem. Był tutaj nowy. Był jeszcze młody i spragniony przygody. Miejscowy mamtowdupizm jeszcze w niego nie wsiąknął.
- Baczność skurwysyny! Ja wam dam tchórze chędożone!- Cała troska o życie dowódcy wyparowała w jednej chwili.- Tak mnie zostawić! Mieliście szczęście, bo ten dobry człowiek okazał się…no, ten…dobry. Ocalił mi życie i wyjaśnił mi nieporozumienie. Wyobraźcie sobie, że to ktoś inny zabił bimbrownika. Wiem, że dla was wyobraźnia, to coś niespotykanego, wy łachudry, glizdy! Gęś, Bred, weźcie to ścierwo do mego brata, a jak się nie pośpieszycie, to wam rzycie przetrzepie! Reszta, na ziemię. Nie tak, gamonie! Brzuchem na ziemi.
Więcmir poczekał aż się wszyscy położą, a wtedy chwycił za pałę przytoczoną do pasa i zaczął ich lać. Po chwili jakby przypomniał sobie o drwalu i powiedział:
- Możesz już iść do Żeliwuja, my zaraz będziemy. Mieszka w centralnej części wioski. Jak nie znajdziesz, to zapytaj kogoś.
Dalewin odszedł. Przez długi czas słyszał krzyki drużyny.
- Panie! Zmiłowania!
- Ja wam dam zmiłowania, psubraty!
I tak w kółko. Kiedy doszedł do wioski było już całkiem ciemno. Żeby znaleźć dom Żeliwuja, musiał zapytać przechodzącego chłopa. Po chwili stał już przed chatą. Wyglądała jak zwyczajna chata. Jedno okienko, jedne drzwi. Dwa pomieszczenia.
Podszedł i zastukał kołatką w drzwi. Po chwili przed nim ukazał się wysoki człek. Łysy jak kolano, bez zarostu.
- Czy mam do czynienia z Żeliwujem? Ja w interesie.
- Żeliwuj to ja. W jakim interesie?
- Interesującym.- Odpalił bez namysłu.
Ledwo zdążył powstrzymać zamykające się drzwi.
- Niech mnie Pan wpuści! Ja naprawdę mam interes.
- Masz chwilę…
Drwal wepchnął się do domu.
- Chciałem zaproponować rewolucyjną łopatę.- Plótł bzdury i cały czas rozglądał się po mieszkaniu. Nie zobaczył nic podejrzanego.- Owa łopata skraca czas kopania o połowę.
- Zainteresowałeś mnie.- Przyznał gospodarz.- Siadaj tutaj i gadaj dalej.- Wskazał stół. Był przy nim jeden niski taboret.
- Łopata ta ma wmontowaną…Cholera, ma Pan trochę piwa? Spragniony jestem. Cały dzień miele ozorem i nic do picia nie dostałem.
- Mam jeden gąsiorek pod podłogą. Pójdę i przyniosę.
Żeliwuj podniósł klapę prowadzącą do piwnicy i zszedł tam. Dalewin odczekał, aż cały tam wejdzie i wtedy zatrzasnął klapę i usiadł na niej. Jeśli strażnicy wbiegli by tutaj tak po prostu ktoś mógłby zginąć, a tak nic nikomu się nie stanie. Teraz wystarczyło kichnąć. Spod podłogi słychać było wrzaski Żeliwuja. Po chwili starania wreszcie kichnął. W jednym momencie przez okno wpadł strażnik, przez drzwi wskoczyła następna trójka. Trzech z pałami i jeden z napiętą kuszą. Na samym końcu wszedł Więcmir.
- Gdzie jest ten wszarz?
- Pod podłogą.
- Cwane. Wygodnie ci tam draniu?!- Krzyknął i zaczął skakać po klepisku.- No dobra, przejdźmy do sprawy. Masz coś?
- Nic.
- Źle…Źle jak cholera. Powieszą nas. Bez dwóch zdań. Wydobądźcie do stamtąd. Chce go obić zanim nas powieszą.
Wtem drzwi się otworzyły, a w nich stała dziewka. Ta sama, która nakryła Dalewina w chacie wisielca. Tym razem drwal mógł się jej lepiej przyjrzeć. Była niska, chuda, miała nos z krostą i wyłupione oko. W ręku miała duży kosz.
Kiedy zauważyła straż w domu obróciła się na pięcie i chciała wyjść, ale było już za późno. Ludzie Więcmira byli szybsi, zablokowali jej przejście. Kiedy zobaczyła, że niema drogi ucieczki obróciła się w stronę dziesiętnika.
- Pani Żeliwujowa jeżeli się nie mylę.- Powiedział ten, a na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech.
- Nic im niemów babo!- Dobiegło spod podłogi.
Wszyscy przez moment stali w milczeniu i czekali, aż dziewka coś powie. W pewnej chwili kosz wypadł jej z dłoni. Huknął o ziemię i przewrócił się, a z niego powoli wyturlał się taboret.
- To ten głąb.- Tu spojrzała w kierunku gdzie był jej mąż.- On powiesił bimbrownika. Gamoń zapomniał pozacierać ślady i musiałam to robić za niego. Polazłam zanieść ten stołek do chaty bimbrownika, ale przyszłam za późno. Teraz przez niego oboje będziemy wisieć. Prawda?
Nikt nie odpowiedział. Dopiero po chwili Więcmir rzekł:
- Wziąć mi te łajzy sprzed oczu. Pognać ich do podsędka.
Żołnierze ochoczo zabrali się do wypełniana rozkazu. Babę udało się aresztować bez problemu. Kłopoty zaczęły się dopiero przy Żeliwuju. Kiedy otworzono klapę prowadzącą do piwnicy ten wybiegł stamtąd jak byk. Machał łapami jak głupi, a kto taką dostał leciał na drugi koniec chałupy. Strażnicy byli zrozpaczeni. Właśnie mieli zastosować podręcznikowy chwyt zwany „atakiem w innym kierunku” gdy Więcmir doskoczył do wielgusa i położył go celnym uderzeniem pały w łeb. Warto wspomnieć, że miał w tym niemałe doświadczenie. Można wręcz powiedzieć, że było to jego powołanie. Żeliwuj padł niby martwy na ziemię.
- Zabierzcie go zanim się ocknie, a co do ciebie.- Zwrócił się do drwala.- Niedługo powinny dotrzeć do ciebie buty i pieniądze za pomoc w śledztwie.
- Dzięki, porządny z ciebie dziesiętnik.
- Czy to przypadkiem nie jest pelon…Pleno…Cholera, całe życie czekam, żeby opowiedzieć ten kawał i jak wreszcie mam okazję to zapominam tego słowa. Jak będziesz kiedyś czegoś chciał to wpadnij do mnie. Mieszkam w Langi. W zachodniej części.
Uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się.
Może nie odkryłem niczego w sprawie bandytów, ale pomogłem w ujęciu morderców.

Nadar po spotkaniu z hrabią poszedł do świątyni. Tam żarliwie się modlił. Nie trwało to jednak zbyt długo. Już po chwili siedział w karczmie z pełnym kuflem wina. Trzeba było przeczekać do nocy. Kiedy wysupłał ostatni grosz z sakiewki spojrzał za okno. Była odpowiednia godzina.

Zadanie domowe dla Codiego: wymyśl jak jeszcze mógłbym nazywać twoją postać.
Zoid: za nieodpisywanie straciłeś na razie całą kasę, potem przejdziemy do palców, a później...domyśl się:D
Shaiva: twój wątek się skończył. Możesz teraz pozwiedzać wioskę czy powiedzieć, że będziesz czekał na nich w umówionym miejscu i nie będziesz brał udziału dopóki oni nie dołączą do Cb. Wg. moich obliczeń do skończenia ich wątków zostało mniej więcej 2 tury.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Asan
Winston Churchill
Winston Churchill
Posty: 290
Rejestracja: 7 gru 2014, o 20:04

Re: Wyprawa

Diakon postanowił pójść pod wieżę.
:rose:
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Cody zgadza się na podróż do chaty razem z dziewuchą, nie mniej jednak zachowuje ostrożność i obserwuje teren wokół w czasie podróży, pytając przy tym małej co wie o tej chacie. Po dotarciu na miejsce rozkazuje dziewczynce siedzieć cicho i obserwuje chatę (Chce wiedzieć co zobaczę :P)



Co do nazwy... Cody, Najemnik, Awanturnik, Żelaznogrzywy, Zwiadowca, Łucznik...
Więcej mi do głowy nie przychodzi ;] Po nazwisku też czasem można.
By fire be purged!
Awatar użytkownika
Shaiva
Moderator
Posty: 104
Rejestracja: 7 sty 2015, o 17:15

Re: Wyprawa

Dalewin postanowił zaczekać na swoich kompanów w ustalonym miejscu.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Re: Wyprawa

Nadar udał się w stronę kalonki. Noc była bezksiężycowa więc było ciemno, że oko wykol. Diakon nieco podenerwowany większą część drogi przebiegł. Gdy dobiegł do miejsca spotkania był już całkowicie zziajany. Oparł się o wieże i głośno dyszał. Starał się nie patrzeć na budowlę, podobno to przynosiło pecha.
- To ty?- Spytał ktoś z ciemności.
- Ja.- Zapewnił.
Rozmówca przysunął się do niego. Paskudnie śmierdział tanim alkoholem i tylko dlatego Nadar poznał hrabiego.
- Nie mogę zdradzić tobie osób biorących udział w tym spisku. Przysiągłem nigdy ich nie wyjawić, ale mogę powiedzieć tobie coś innego. Mogę powiedzieć ci gdzie kryją się ci rzezimieszkowi co napadli wóz z pieniędzmi. Kryją się w stodole przy trakcie z Langi do Alru. Znajdziesz bez problemu. Jest to jedyny budynek na tej drodze. Kiepska kryjówka, jeśli by ktoś mnie spytał.
Nastała chwila milczenia. Hrabia sięgnął po flaszkę i zaczął łapczywie pić.
- Picie bez umiaru odsuwa od Karwoga.- Pouczył go diakon.
Kiedy właściciel ziemski usłyszał to zaniósł się śmiechem. Gdy skończył dopił resztkę zawartości flaszki i rzucił ją za siebie. Uderzyła w drzewo i wzniosła niemały rumor. Przez moment słuchali jak wszystko cichnie, a potem Nadar ujrzał ruch nad sobą. Mimo, że było ciemno zobaczył jak coś wychodzi z kalonki. Szybko wypełzło z górnego poziomu wieży, z tego gdzie kiedyś urzędowała uwięziona pierworodna bogacza. Widział jak szybko schodzi po ścianie, a później przyśpiesza i skacze w jego stronę. Jak się okazało potwór nie skoczył w stronę diakona, ale w stronę hrabiego. Stwór opadł na jego ciało, odwłokiem przygniatając go do ziemi. Hrabia krzyczał, ale tylko przez chwilę. Po chwili odrąbana głowa odskoczyła od ciała. Krew obryzgała Nadara. Wtedy się otrząsnął, obrócił się i pobiegł w stronę wioski. Obejrzał się dopiero na miejscu. Niczego za nim nie było. Otarł czoło z kropelek potu. W jeden dzień przebiegł więcej niż w ciągu miesiąca. Mimo tego był szczęśliwy, to czego się dowiedział było warte takiej mordęgi.

- Dobra smarkulo.- Powiedział Cody niechętnie.- Lecz jeżeli mnie choć raz nie posłuchasz spiorę cię tak, że to co ci zrobiłem wcześniej będziesz wspominała jako przyjemne uczucie, a siedzieć nie będziesz mogła do końca życia.
Dziewczynka dla bezpieczeństwa położyła ręce na zagrożonym miejscu.
- Jak Pan ma na imię?
- Cody Evans.
- A ja jestem…
- Nie obchodzi mnie to.
Zrażona dziewucha ruszyła w stronę lasu, a Najemnik za nią. Chyba specjalnie wybrała drogę idącą przez największe mokradła. Łucznik z nieuwagi wpadł w głęboką kałużę. Miał cały ubłocony but. Szpetnie zaklął. Kiedy tylko wrócę do miasta pójdę prosto do łaźni. Pomyślał. Po chwili został zmuszony, żeby znowu zakląć. Smarkula wpadła na pomysł, aby przeskakiwać suchy ląd i wskakiwała z impetem do co większych kałuż. W rezultacie Cody po chwili był cały ochlapany.
- Nawet nie próbuj.- Zatrzymał ją gdy sposobiła się do kolejnego skoku. Popatrzyła zdziwiona na niego. Dopiero po dłuższych oględzinach ujrzała dlaczego musiała skończyć zabawę. Zaczerwieniła się, spuściła głowę i poszła dalej spokojnie.
Chwilę później dziewczynka zatrzymała pochód.
- Już blisko. Tam, za tamtym drzewkiem.
Cody zauważył szopę była dość daleko, ale mógł ją dostrzec. To co dziewczyna nazwała drzewkiem w rzeczywistości było ogromnym dębem. Pod jego koroną stała zbudowana z desek buda. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że ktoś niedawno ją naprawiał. Była mała, nie miała żadnych okien, była tak obudowana, aby ktoś z zewnątrz nie mógł ujrzeć tego co jest wewnątrz.
Łucznik rozejrzał się wokół siebie. Coś przykuło jego uwagę. W jednym miejscu było znacznie więcej much niż w innym miejscu. Niby nic wielkiego, ale Cody wiedział, że nawet większa ilość much ma wielkie znaczenie. Podszedł do podejrzanego miejsca. W rowie leżało sześć trupów. Byli mocno nadgryzieni przez padlinożerców. Leżeli równo obok siebie. Nie mogli zginąć w takiej pozycji. Ktoś musiał zabić ich, a potem wrzucić do tej dziury.
Znaleźli się zaginieni chłopi. Pewnie bandyci zabrali ich do zabezpieczenia szopy, a później ich wyrżnęli.
- O, wujek Waldek.- Powiedziała dziewczynka.
- Masz zostać tutaj i się nie ruszać.
- Ale…- Przerwała gdy zobaczyła wzrok Evansa.
Łucznik powoli obszedł budowlę. Nie znalazł żadnej wyrwy, dzięki której mógłby dowiedzieć się co jest w pomieszczeniu. Znalazł za to drzwi. Mocne dębowe drzwi z grubą zasuwą. Przez chwilę nasłuchiwał. Oprócz hałasu jaki wydawała smarkula, chyba ganiała wokół drzewa słyszał coś jak bardzo cichy oddech. Mogło mu to się jednak tylko wydawać.

Dalewin poszedł do miejscowej karczmy. Postanowił tam zaczekać na resztę kompanii. W między czasie zdążył wygrać konkurs bicia po mordach i dowiedział się, że jutro będzie święto. Będą wieszali morderców.
Co robicie? (Shaiva czeka)
Dayum: Masz ten sam wybór co wcześniej Shaiva: robisz coś w wiosce, czy czekasz na Codiego.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Że tak ujmę, Cody wparował z buta na chatę z naciągniętym łukiem gotowy do walki.
By fire be purged!
Awatar użytkownika
Shaiva
Moderator
Posty: 104
Rejestracja: 7 sty 2015, o 17:15

Re: Wyprawa

A ja sobie popatrzę na wisielców.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Zablokowany
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości