Re: Wyprawa
: 3 maja 2015, o 18:21
Cody dał Pężyrce trochę pieniędzy i wysłał na miasto. Należała jej się nagroda, w dodatku lepiej żeby nie przebywała teraz w pobliżu domu. Łucznik poszedł po wiadro z wodą i wylał całą zawartość na śpiącego pisarczyka, ten, wybudzony zaczął się rzucać. Najemnik uspokoił go kopniakiem.
- Wracając do naszej, nieco wcześniejszej rozmowy. Potrzebuje znaleźć jednego maga, prawdopodobnie jest zarejestrowany w tym mieście. Mam siedem woluminów.
- Ależ oczywiście, to wyniesie…- Skryba chciał podać cenę, ale gdy zobaczył minę Codiego zmienił zdanie.- Dla mojego ulubionego klienta oczywiście zrobię to za darmo.
Najemnik był lekko zaskoczony tym jak łatwo poszło. Myślał, że trzeba będzie skryptora torturować, był lekko zawiedziony.
- Księgi trzymam tutaj.- Wskazał na drugi koniec pokoju.
Skryba mimo związanych z tyłu rąk wstał i podszedł we wskazane miejsce. Tam usiadł i zaczął lustrować okładki.
- Jedna z nich wygląda obiecująco, reszta to drobnica…Tak czy siak zejdzie mi jeden dzień. A teraz, czy mógłby pan?
Cody przeciął krępujące go więzy. Trzeba było teraz pomyśleć nad jakimś strażnikiem. Zapowiadało się jednak na jeden dzień wolnego.
Dalewin udał się do karczmy ,,Pod nagą elfką”. Oberżę reklamował szyld przedstawiający nagą kobietę, urody raczej wątpliwej. Mimo kontrowersyjnej nazwy, w budynku było tłumnie. Wszyscy goście cechowali się awanturniczym wyglądem. Pozostali już dawno wylecieli oknami, drzwiami lub, ci mniej szczęśliwi, dachem. W głównej części izby na rozżarzonych do czerwoności węglach stała beczka. Do beczki sypało się ołów, który później pod wpływem temperatury zaczynał zamieniać się w ciecz. Gorącą jak samo piekło ciecz. Obok beczki stała misa z lodowatą wodą. Owe przyrządy były otoczone przez grupę łachudrów. Grali w popularną w Spennordzie grę. Gra była genialna w swej prostocie. Wpierw wkładało się dłoń do lodowatej wody, następnie tą samą dłoń należało zanurzyć w ołowiu i wytrzymać tak jak najdłużej. Początkowo nic się nie działo, zimna woda sprawiała, że przez kilka pierwszych chwil rozgrzany metal nie parzył. Ale żeby wygrać trzeba było trzymać dłużej. Próżno liczyć wszystkich których ta gra okaleczyła, czy nawet zabiła. Nie wpływało to jednak na popularność tej zabawy. Wręcz przeciwnie.
- Pochwalony.- Dalewin przywitał się z grającymi. W odpowiedzi usłyszał tylko pełne niezadowolenia burczenie.- Chciałbym wynająć eskortę dla mojego wozu.
Z tłumu wypchnięto osobę najodpowiedniejszą do przyjęcia zlecenia. Był to wysoki jak tyczka zbir.
- Wypadało by się przedstawić.- Kontynuował drwal.- Jestem drwal Mjewór. Przewodniczący gildii drwali w Langi. Chciałbym wynająć eskortę dla pewnego ładunku, ale wpierw chciałbym zadać kilka pytań. Podobno został pan wynajęty przez memerno.
- Prawda, ale nie słuchaj tego co ludzie mówią, a mówią, że pomagam im przenosić więźniów i dokonywać egzekucji. Gówno prawda. Ludzie są zawistni. Znalazłem pracę to teraz plotki tworzą. Owszem, pomagam memerno, ale nie jest to nic wielkiego. Oni nie zatrudniają ludzi spoza wywiadu do cięższych zadań. Tym zajmują się sami. Zostałem wynajęty do eskorty nowych łożysk do kusz dla regimentu w stolicy.
- Mogę wiedzieć, którą bramą przejedzie transport?
- Bramą rzemieślniczą…O cholera. Jeżeli memerno się dowie, że ich wydałem…
- Spokojnie, już o wszystkim zapomniałem.
Najmita spojrzał na drwala wdzięcznym wzrokiem.
- Chyba to wszystko. Dziękuję za pomoc. Co do kontraktu, to niedługo się odezwę.
Dalewin udał się do wyjścia. Już wychodząc usłyszał jak ktoś wrzeszczy z bólu, jak się rzuca po karczmie przewracając wszystko na swojej drodze. Za długo trzymał rękę w bali…
Zoya rzuciła się do biegu. Chciała dotrzeć do lasku przed wozem i wybadać teren. Znała dużo krótszą drogę. Musiała pędzić przez dobrych kilka staj. Wreszcie dotarła do lasku. W okolicy było pusto, wszystkie domy opuszczone. Zoya padła na ziemię i zaczęła się czołgać. Upatrzyła sobie najbliższe wzgórze jako świetny punkt orientacyjny. Po chwili już tam była.
Lasek był dosyć mały, wszędzie rosły ogromne, ciągnące się prawie do nieba drzewa. Na małej polance w centrum lasku odpoczywała dwójka memernistów. Jeden miał kuszę położoną na kolanach, drugi miecz przytroczony do pasa. Pili gorzałkę i rozmawiali, a wokół była śmierć. Porozrzucane w najróżniejszych pozach ciała, niektóre nadgnite, ale większość jeszcze świeża. Gaj i miasto łączyła prosta droga, gdzieś w jej połowie był właśnie czarny jak śmierć wóz, taki jakim przewożono więźniów.
Co robicie?
Cody i Dlaewin mają dzień czasu do kolejnej roboty, możecie przygotować atak na bandytów. Znacie miejsce, należało by zrobić zwiad i przygotować drużynę. Oczywiście gdy Zoya załatwi sprawę z farbiarzem bez problemu może do nich dołączyć. Kilka słów o drużynie. Jeżeli zdecydujecie się zaatakować bandytów sami macie większą kontrolę, jeżeli zdecydujecie się podczas walki wziąć jednego jeńca to będzie wam dużo łatwiej, kiedy jest was więcej nie macie pewność, że jakiś chłop w przypływie szału nie zarżnie waszego języka. Mogę wam natomiast obiecać, że jeżeli pójdziecie sami to nie obejdzie się bez ran. Lżejszych jak i cięższych. Są takie rany, które zmieniają sposób gry daną postacią np. odrąbanie kciuka postaci zajmującej się tylko walką wręcz. Jesz kilka słów o rekrutacji. Możecie rekrutować kogo chcecie, przez starych znajomków po najemnych rębajłów. Za wasze fundusze nie najmiecie oddziału fechmistrzów, ale można nająć dwudziestu golców, dać im obite żelazem pały i kazać walczyć. Radzę jednak uważać przy rekrutacji. Wasi podwładni mogą zechcieć się porżnąć lub po prostu czmychnąć gdy przyjdzie do walki.
PS: Może nie odkryliście zbyt wielu przydatnych rzeczy, ale jeżeli chodzi o procentowe ukończenie to macie może 60%. Zajęliście się wieloma prawdziwymi wątkami, nawet jeżeli ich jeszcze nie ukończyliście to w większości są zrobione. Oczywiście od wielu rzeczy zależy jak dalej się potoczy, ale macie sporo zrobione.
- Wracając do naszej, nieco wcześniejszej rozmowy. Potrzebuje znaleźć jednego maga, prawdopodobnie jest zarejestrowany w tym mieście. Mam siedem woluminów.
- Ależ oczywiście, to wyniesie…- Skryba chciał podać cenę, ale gdy zobaczył minę Codiego zmienił zdanie.- Dla mojego ulubionego klienta oczywiście zrobię to za darmo.
Najemnik był lekko zaskoczony tym jak łatwo poszło. Myślał, że trzeba będzie skryptora torturować, był lekko zawiedziony.
- Księgi trzymam tutaj.- Wskazał na drugi koniec pokoju.
Skryba mimo związanych z tyłu rąk wstał i podszedł we wskazane miejsce. Tam usiadł i zaczął lustrować okładki.
- Jedna z nich wygląda obiecująco, reszta to drobnica…Tak czy siak zejdzie mi jeden dzień. A teraz, czy mógłby pan?
Cody przeciął krępujące go więzy. Trzeba było teraz pomyśleć nad jakimś strażnikiem. Zapowiadało się jednak na jeden dzień wolnego.
Dalewin udał się do karczmy ,,Pod nagą elfką”. Oberżę reklamował szyld przedstawiający nagą kobietę, urody raczej wątpliwej. Mimo kontrowersyjnej nazwy, w budynku było tłumnie. Wszyscy goście cechowali się awanturniczym wyglądem. Pozostali już dawno wylecieli oknami, drzwiami lub, ci mniej szczęśliwi, dachem. W głównej części izby na rozżarzonych do czerwoności węglach stała beczka. Do beczki sypało się ołów, który później pod wpływem temperatury zaczynał zamieniać się w ciecz. Gorącą jak samo piekło ciecz. Obok beczki stała misa z lodowatą wodą. Owe przyrządy były otoczone przez grupę łachudrów. Grali w popularną w Spennordzie grę. Gra była genialna w swej prostocie. Wpierw wkładało się dłoń do lodowatej wody, następnie tą samą dłoń należało zanurzyć w ołowiu i wytrzymać tak jak najdłużej. Początkowo nic się nie działo, zimna woda sprawiała, że przez kilka pierwszych chwil rozgrzany metal nie parzył. Ale żeby wygrać trzeba było trzymać dłużej. Próżno liczyć wszystkich których ta gra okaleczyła, czy nawet zabiła. Nie wpływało to jednak na popularność tej zabawy. Wręcz przeciwnie.
- Pochwalony.- Dalewin przywitał się z grającymi. W odpowiedzi usłyszał tylko pełne niezadowolenia burczenie.- Chciałbym wynająć eskortę dla mojego wozu.
Z tłumu wypchnięto osobę najodpowiedniejszą do przyjęcia zlecenia. Był to wysoki jak tyczka zbir.
- Wypadało by się przedstawić.- Kontynuował drwal.- Jestem drwal Mjewór. Przewodniczący gildii drwali w Langi. Chciałbym wynająć eskortę dla pewnego ładunku, ale wpierw chciałbym zadać kilka pytań. Podobno został pan wynajęty przez memerno.
- Prawda, ale nie słuchaj tego co ludzie mówią, a mówią, że pomagam im przenosić więźniów i dokonywać egzekucji. Gówno prawda. Ludzie są zawistni. Znalazłem pracę to teraz plotki tworzą. Owszem, pomagam memerno, ale nie jest to nic wielkiego. Oni nie zatrudniają ludzi spoza wywiadu do cięższych zadań. Tym zajmują się sami. Zostałem wynajęty do eskorty nowych łożysk do kusz dla regimentu w stolicy.
- Mogę wiedzieć, którą bramą przejedzie transport?
- Bramą rzemieślniczą…O cholera. Jeżeli memerno się dowie, że ich wydałem…
- Spokojnie, już o wszystkim zapomniałem.
Najmita spojrzał na drwala wdzięcznym wzrokiem.
- Chyba to wszystko. Dziękuję za pomoc. Co do kontraktu, to niedługo się odezwę.
Dalewin udał się do wyjścia. Już wychodząc usłyszał jak ktoś wrzeszczy z bólu, jak się rzuca po karczmie przewracając wszystko na swojej drodze. Za długo trzymał rękę w bali…
Zoya rzuciła się do biegu. Chciała dotrzeć do lasku przed wozem i wybadać teren. Znała dużo krótszą drogę. Musiała pędzić przez dobrych kilka staj. Wreszcie dotarła do lasku. W okolicy było pusto, wszystkie domy opuszczone. Zoya padła na ziemię i zaczęła się czołgać. Upatrzyła sobie najbliższe wzgórze jako świetny punkt orientacyjny. Po chwili już tam była.
Lasek był dosyć mały, wszędzie rosły ogromne, ciągnące się prawie do nieba drzewa. Na małej polance w centrum lasku odpoczywała dwójka memernistów. Jeden miał kuszę położoną na kolanach, drugi miecz przytroczony do pasa. Pili gorzałkę i rozmawiali, a wokół była śmierć. Porozrzucane w najróżniejszych pozach ciała, niektóre nadgnite, ale większość jeszcze świeża. Gaj i miasto łączyła prosta droga, gdzieś w jej połowie był właśnie czarny jak śmierć wóz, taki jakim przewożono więźniów.
Co robicie?
Cody i Dlaewin mają dzień czasu do kolejnej roboty, możecie przygotować atak na bandytów. Znacie miejsce, należało by zrobić zwiad i przygotować drużynę. Oczywiście gdy Zoya załatwi sprawę z farbiarzem bez problemu może do nich dołączyć. Kilka słów o drużynie. Jeżeli zdecydujecie się zaatakować bandytów sami macie większą kontrolę, jeżeli zdecydujecie się podczas walki wziąć jednego jeńca to będzie wam dużo łatwiej, kiedy jest was więcej nie macie pewność, że jakiś chłop w przypływie szału nie zarżnie waszego języka. Mogę wam natomiast obiecać, że jeżeli pójdziecie sami to nie obejdzie się bez ran. Lżejszych jak i cięższych. Są takie rany, które zmieniają sposób gry daną postacią np. odrąbanie kciuka postaci zajmującej się tylko walką wręcz. Jesz kilka słów o rekrutacji. Możecie rekrutować kogo chcecie, przez starych znajomków po najemnych rębajłów. Za wasze fundusze nie najmiecie oddziału fechmistrzów, ale można nająć dwudziestu golców, dać im obite żelazem pały i kazać walczyć. Radzę jednak uważać przy rekrutacji. Wasi podwładni mogą zechcieć się porżnąć lub po prostu czmychnąć gdy przyjdzie do walki.
PS: Może nie odkryliście zbyt wielu przydatnych rzeczy, ale jeżeli chodzi o procentowe ukończenie to macie może 60%. Zajęliście się wieloma prawdziwymi wątkami, nawet jeżeli ich jeszcze nie ukończyliście to w większości są zrobione. Oczywiście od wielu rzeczy zależy jak dalej się potoczy, ale macie sporo zrobione.