Wyprawa

Zabawy dla osób chcących się w coś bawić
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Wyprawa

Dzień, w którym ta cała kabała się zaczęła, był dniem targowym. W takie dni wszyscy wieśniacy zwykli spieszyć do większych miast, by sprzedać to, co produkowali przez ostatni rok. Wieśniacy jak to wieśniacy podróżowali bez eskorty. Kogo w dzisiejszych czasach stać na najemników? Dla bezpieczeństwa podróżowali grupą, nawet bandyci nie ruszali takich pochodów. Rozsierdzenie chłopów nigdy nie kończyło się dobrze.
Właśnie w jednej z takich grup podróżował drwal o imieniu Dalewin. Wysoki, barczysty chłop z kasztanową czupryną i długą brodą tego samego koloru. Brody niemiał w zwyczaju porządkować, dzięki niej można się było dowiedzieć co zjadł w ciągu pięciu ostatnich dni. Drwal zawsze nosił przy sobie wielką dwuręczną siekierę, która służyła mu do rąbania drewna, ale też do odganiania zalotników przystawiających się do jego córki. Nie rozstawał się również z flaszką mocnego bimbru, który pędził w chacie pod podłogą. Dalewin był dobry, naiwny i nieskory do przemocy, ale łatwo wpadał w złość i trzeba przyznać, że nie należał do najbystrzejszych. Jechał do Langi, żeby nająć kilku pomocników na termin. Chciał też sprzedać nadwyżkę bimbru pewnemu zaprzyjaźnionemu szynkarzowi.
W tej samej grupie jechał Nadar, był on synem z nieprawego łoża króla Spennordu. Niemiał szans, aby odnieść sukces w polityce, dlatego król odesłał go na termin u kapłana do jakiejś dziury. Nadir był małym, otyłym diakonem Wielkiego Karwoga. Nie różnił w wyglądzie się niczym od innych diakonów oprócz jednego szczegółu. Miał malutkie, szare oczy lustrujące każdego, kto stanął w ich zasięgu. Wyglądał jak, nie przymierzając wieprz.
Za młodu, kiedy jeszcze żył w pałacu był rozpieszczany i przywykł do tego traktowania, później, kiedy zaczął szkolenie na kapłana wyuczono mu pogardę dla sądzących inaczej. To wszystko stworzyło aroganckiego, samolubnego ignoranta. Nadrabiał to wszystko wiarą w Karwoga. Podróżował do Langi razem ze swoim mistrzem. Szli tam na coroczny zlot kapłanów. Mistrz Nadara nie miał o czymś takim najlepszego zdania. Kiedy wszyscy święci byli w jednym miejscu, to poza tym miejscem szalał diabeł i heretycy.
Na samym końcu pochodu szedł samotny wędrowiec. Miał włosy koloru żelaza i szmaragdowe oczy. Nazywał się Cody Evans. Miał dwadzieścia kilka lat. Wychował się w małej wioseczce gdzieś na zachodzie Spennordu. Nie był on jednak zwykłym dzieckiem. Już, kiedy był mały przejawiał dziwne zamiłowanie do sprawiania innym bólu.
Bardzo lubił, kiedy szlachcice przyjeżdżali w okolice. Czuł do nich mieszaninę podziwu i nienawiści. Chciał żeby cierpieli, ale jednocześnie chciał być do nich podobny. W dniu swoich osiemnastych urodzin zamordował właściciela wioski, w której mieszkał, wyłącznie dla przyjemności. Jakiś czas później przyłączył się do armii. Dostał przydział do oddziałów zwiadowczych. Oddziały te nie tylko przeprowadzały rozpoznanie na terenie wroga, ale też palili wsie, zatruwali studnie czy wyrzynali wędrowców. Długo jednak nie zabawił w armii. Służba w wojsku nie zadowalała go. Zdezerterował pięć dni temu z zamiarem zostania poszukiwaczem przygód.
Cody był wyrachowanym, zimnym skurwysynem. Często podczas walki atakował przeciwnika w takie miejsca, aby ten długo umierał. Lubił po skończonej potyczce usiąść i patrzeć jak ofiara prosi go o szybką śmierć, jak potem rzęzi, rzuca się, a na końcu sztywnieje i już się nie rusza. Najbardziej lubił patrzeć na oczy przeciwnika. Najpierw oczy wyrażały wściekłość i chęć mordu ewentualnie obrony, potem oczy rozszerzały się i wyrażały zdziwienie. Jak mogłeś mnie trafić? Mówiły. Później prosiły o zakończenie bólu. Kiedy było po wszystkim oczy stawały się szkliste i zimne.
Chłopak był bardzo wyczulony na brud. Nienawidził i unikał go jak mógł. Mimo wszystkich wad, to miał też wiele zalet. Miał wyborny wzrok i świetnie strzelał z łuku. Doskonale walczył, wiedział kiedy może pozwolić sobie na zabawę z przeciwnikiem, a kiedy jest w poważnym niebezpieczeństwie. Cody nigdy nie łamał danego słowa.
Cody nigdy nie rozstawał się ze swoim kompozytowym łukiem. Był dużo mniejszy niż zwyczajny łuk używany w Spennord, ale dzięki nagięciu ramion niósł on na znacznie większy dystans.
Miał na sobie skórzaną zbroję z żelaznymi naramiennikami. Nosił przy sobie krótki miecz częściej służący mu do dobijania niż do walki. Miał też lunetę, luneta była, to coś jak rura z dwoma szkłami dzięki, której można było widzieć na większe odległości. Do pasa miał przyczepioną długą linę z ostrym hakiem po jednej stronie i ciężką kulą po drugiej. Za pomocą jednego narzędzia można było wspiąć się gdzieś, ściągnąć kogoś z konia lub roztrzaskać komuś głowę.
Szedł do Langi bez żadnego powodu. Wszędzie lepiej niż w armii, a gdzie się lepiej ukryć przed pościgiem jeżeli nie w pochodzie chłopów?
Do miasteczka zostało, im jeszcze z dwie staje, kiedy zobaczyli coś dziwnego. Na zakręcie stał wóz, a obok niego leżało dziesięć ciał. Pierwszy, woźnica leżał koło przedniego koła. Z szyi sterczała mu długa strzała zakończona pomarańczową lotką. Lotka ta była farbowana, pomagało to w liczeniu ustrzelonych celów. W bardzo niewielu miejscach można było zamówić takie strzały. Kolejny trup należący do jakiegoś urzędnika leżał blisko lasu, tam gdzie powinno być serce ziała dziura. Spokojnie można by przez nią przełożyć rękę. Pozostałe należały do ochroniarzy i były porozrzucane po całej szerokości drogi. Większość z nich zginęła od ciosów zadanych z góry, resztę dosięgły strzały.
Po miejscu walki krzątało się kilkunastu bandytów. Ładowali zawartość napadniętego przez nich wozu na wierzchowce i dobijali rannych.
Co robicie?


edit@Cody: Przypominam, że wypowiadają się tu tylko osoby biorące udział, ktokolwiek się tu odezwie a nie bierze udziału dostaję warna i usunięcie posta ;]
Ostatnio zmieniony 7 mar 2015, o 18:54 przez Garnier De Naplouse, łącznie zmieniany 2 razy.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nadar i Dalewin byli robieni dzisiaj na szybko po tym jak zobaczyłem, że to już się zaczyna ;-; Tak więc przepraszam za jakiekolwiek wady itp. (głównie dziwna twarz Nadara ;-;)
Jest to oczywiście moja wizja, to co mi w główce się pojawiło po waszym opisie, tak więc jeśli chcieliście coś innego to sorreh ;]

LET THE RPG BEGIN
By fire be purged!
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Widząc całe zamieszanie, a także z wojskową wiedzą w głowie, Cody jak najszybciej zszedł z drogi, nie chce się ujawniać z obawy przed rozgłosem i interwencją ścigającego go wojska. Ze zwinnością kota wbiega w las i okrąża zamieszanie, żeby odciąć drogę ucieczki bandytom.
Z obawy przed ukrywającym się łucznikiem porusza się szybko, lecz ostrożnie i sprawdza teren wokół zdarzenia. Jego zamiarem jest postrzelenie któregoś z bandytów w nogę żeby uniemożliwić mu ucieczkę. W razie napotkania ukrywających się wrogów (np. wspomniany łucznik) strzela żeby zabić. W razie sukcesu postrzelenia jednego z bandytów zaciąga go w las z dala od gapiów.
By fire be purged!
Asan
Winston Churchill
Winston Churchill
Posty: 290
Rejestracja: 7 gru 2014, o 20:04

Re: Wyprawa

Wystraszony całym zamieszaniem Nadar poczuł się słabo. Widok krwi przyprawiał go o mdłości. Wiedział, że nie mógł za wiele w tej sytuacji zrobić. Zazwyczaj przed bandytami broniły go mury klasztorne. Widząc jednego z kompanów podróży wbiegającego do lasu, szybko ruszył za nim, licząc na to, że uzyska tam ochronę.
:rose:
Awatar użytkownika
Shaiva
Moderator
Posty: 104
Rejestracja: 7 sty 2015, o 17:15

Re: Wyprawa

Dalewin jako największy chłop w kompani krzyknął donośnym głosem aby wszyscy mężczyźni z pochodu zebrali się dookoła niego, z zamiarem pogonienia bandytów, bez wdawania się w bijatykę jeśli to możliwe.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Re: Wyprawa

Przez chwilę nic się nie działo, wszyscy stanęli bez ruchu i patrzyli na siebie. Nie trwało to długo.
- Dobra, wszyscy do mnie!- Wrzasnął Dalewin.- Spróbujemy, im wybić ze łbów atak na nas.
- Jak myślicie, co mogli przewozić w takim wozie?- Zapytał kowal ignorując drwala.
- Może buraki, może pszenice, ale może złoto.- Powiedział jeden z rolników.
Na dźwięk ostatniego słowa oczy wszystkim zalśniły, a z buzi popłynęła ślinka. Za wóz złota, to można było kilka miasteczek kupić, a co dopiero wsi. Inicjatywę przejął rzeźnik, powszechnie znany ze swojej chciwości.
- Ten tego…- Zaczął.- Pokażemy tym łachudrom, kto tu jest, ten tego panem. Na naszych ziemiach nikt nie będzie ograbiał wozów ze złotem. Obijemy, im pyski, a potem sami weźmiemy złoto i ućkiniemy stąd. Złoto rozdzielimy potem, według zasług w boju.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chłop wzięli co tylko było pod ręką: widły, grabie, cepy, pały, tasaki, siekiery, łopaty, noże, a nawet pięści. Nie wzięli co prawda rozumu i słowa bożego, o co nawoływał kapłan.
Na drodze stanął im Dalewin.
- Co robicie głupcy? Oni są uzbrojeni po zęby, będzie wiele trupów. Nie możemy na, to pozwolić.
- Nie pierdol.- Powiedział spokojnie rzeźnik, a potem krzyknął do całej reszty.- Będziemy dziś bogaci chłopcy!
Pobiegli odpychając Dalewina. Nie pobiegł on za nimi.
Byli już w połowie drogi, kiedy jeden z bandytów zaczął machać rękoma i gadać jakieś bzdury. Nie był to jednak zwykły zakapior. Jedyny nie pakował tobołów z wozu na wierzchowce, a siedział na koniu. Miał długą szarą brodę, czerwony turban na głowie, kolorowe odzienie i długą laskę z jakiegoś dziwnego drewna przytoczoną do siodła.
Chwile po tym jak skończył machać kończynami i szeptać jakieś dziwne wyrazy przed motłochem pojawił się dziwny, przezroczysty kryształ. Wisiał jakieś dziesięć stóp nad ziemią i cały czas zmieniał kształt. Raz był okrągły, raz kwadratowy, a jeszcze raz wyglądał jak zjawa opisywana przez jakiegoś pijaka.
Pochód się zatrzymał. Kilka osób szpetnie zaklęło. Tych bezbłędnie wyłapał kapłan i pogroził, im palcem. Nastąpiła chwila konsternacji. Wszyscy spojrzeli z nadzieją na kapłana. Jak trwoga, to do Karwoga. Pomyślał i uśmiechnął się.
- Rozwalcie to we wszystkie diabły!- Zakrzyknął.
Z tłumu wystąpił kowal i swym młotem uderzył w kryształ. Nie miał czasu na pożałowanie swojej decyzji. W momencie, w którym młot dotknął dziwnego przedmiotu rozbił się on na miliardy ostrych jak brzytwa odłamków, które pomknęły w każdą stronę.
Przez kowala przeszły na wylot zostawiając po sobie sito. To samo stało się z tymi, którzy stali w pierwszych rzędach. Tych, którzy stali dalej dosięgły tylko większe fragmenty odrywając, im kończyny lub robiąc w nich pokaźnej wielkości dziury. Jeden z takich wbił się w głowę mistrza Nadara i wylatuję z drugiej strony, by dalej nieść śmierć. Potem upadł, a ziemia wokół szybko nabrała koloru krwi.
Ale Cody i Nadar tego nie widzieli. Już, kiedy zobaczyli bandytów Cody wbiegł w las, aby okrążyć bandytów. Chciał złapać języka, dowiedzieć się więcej. Nie chciał też zamieszania wokół jego osoby, wojskowi mogli go przyuważyć i jego przygoda skończyła, by się gdzieś na jakimś pobliskim drzewie.
Za Codym pobiegł Nadar. Kiedy zobaczył trupy na drodze zagubił się. Stwierdził wtedy, że skoro jest z nim Karwóg i ten uzbrojony warchoł trzymający się tyłu, to jest bezpieczny. Kiedy zobaczył, że ów warchoł ucieka w las zwiał z nim. Skoro w pełni uzbrojony awanturnik ucieka to żaden dyshonor uciec wraz z nim.
Evans szedł powoli, wypatrywał łucznika, który pozabijał większość ochroniarzy konwoju. Niestety, diakon, który za nim szedł dyszał tak głośno, że troll by uciekł.
- Zamknij się, bo ci flaki wypruję!- Powiedział wreszcie zniecierpliwiony do Nadara. Ten kwiknął i posłusznie zamilkł.- Powinniśmy być już na tyłach tych rzezimieszków.
Rozsunęli gałęzie, żeby mieć lepszy widok i akurat zdążyli zobaczyć wybuch kryształu.
- Cholera, mają maga….to wiele zmienia.- Powiedział Cody.
Nadar musiał się zgodzić. Pojawienie się maga naprawdę wiele zmieniało. Z diakona z ambicjami i możliwościami stanie się za chwilę plamą na poboczu lub żabą. Naprawdę wielka zmiana.
Mieli szczęście. Mag powiedział do jednego z bandytów:
- Dorżnij ten motłoch. Jedziemy do Langi, wiesz gdzie będziemy.
Prawie wszyscy pojechali w stronę miasta. Została tylko czwórka. Trójka wsiadła na konie i runęła na resztki wieśniaków. Jeden, chyba ich szef wziął pałę i rzeźnicki nóż do ręki i gwiżdżąc poszedł, by dorzynać leżących i zabierać ich dobytek.
Co robicie? (Dotyczy to całej trójki)

PS: Jak nie chcecie to nie musicie tak szczegółowo to opisywać co robicie.
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Awatar użytkownika
Shaiva
Moderator
Posty: 104
Rejestracja: 7 sty 2015, o 17:15

Re: Wyprawa

Dalewin schował się za resztkiem karawany czekając na dogodny sposób żeby zaatakować pojedynczo bandytów. Wolał unikać sytuacji w której znajdzie się sam na trzech.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę…
Awatar użytkownika
Cody Evans
Użytkownik
Posty: 246
Rejestracja: 24 gru 2014, o 13:10
Kontakt:

Re: Wyprawa

Z obawy przed ujawnieniem swojej pozycji przez dyszącego jak troll diakona Cody czym szybciej naciągnął strzałę i w skupieniu wypuścił ją w kierunku nogi pozostałego bandyty. W jego głowie pojawia się już zarys tortur, które ma w zanadrzu dla tego nieszczęśnika, w razie celnego strzału w nogę wybiega z lasu i ogłusza postrzelonego kopniakiem w twarz, Następnie naciąga łuk z nadzieją zabicia bandytów, którzy pojechali zaatakować chłopów, ostatnie czego mu trzeba to rozgłos o masakrze plebsu na środku drogi.
By fire be purged!
Asan
Winston Churchill
Winston Churchill
Posty: 290
Rejestracja: 7 gru 2014, o 20:04

Re: Wyprawa

Diakona zainteresował pokaz magii jednego ze zbójców. Podczas seminarium, jako kapłan uczył się o wszystkich jej rodzajach oraz jak poszczególne unieszkodliwiać. Mimo takiej wiedzy postanowił dać się wydarzeniom rozwinąć. Sądził, że skoro coś takiego go spotkało, to na pewno była to wola boska. Z przeczuciem, że to słuszne wyjście, skrył się w zaroślach, by bacznie obserwować sytuację.
:rose:
Awatar użytkownika
Garnier De Naplouse
Forumowy Bywalec
Posty: 78
Rejestracja: 13 gru 2014, o 13:43
Lokalizacja: Akka

Re: Wyprawa

Dalewin, kiedy zobaczył eksplozję padł na ziemie. Był dosyć daleko, więc nic go nie trafiło. Zobaczył wtedy, jak trójka zakapiorów wsiada na konie, powoli się rozpędza i atakuje jeszcze stojących chłopów. Szybko przeturlał się do lasu, nie chciał walczyć sam z trójką. Dalewin był spostrzegawczy i widział jak diakon i ten samotnik uskoczyli z drogi. Miał nadzieję, że pobiegną do kogoś po pomoc.
- Zostań tu.- Powiedział Cody do Nadara. Dla diakona było to oczywiste, nie zamierzał wychodzić z tego lasu, nawet, gdyby się palił. Zobaczę jak wydarzenia się potoczą. Pomyślał i usiadł wygodniej w krzakach.
Tymczasem Evans wyjął strzałę z kołczanu, nałożył na cięciwę i napiął łuk. Wypuścił strzałę z palców i patrzył jak strzała leci i przebija kolano ostatniemu bandycie. Ten padł na ziemię i zaczął krzyczeć. Cody podbiegł i kopnął go w twarz, ale było już za późno. Dwóch z nich zawróciło i obrało kierunek na Evansa, trzeci nadal jechał w stronę wieśniaków. Chciał zabić najwięcej spośród bandy, nie obchodził go powód krzyku jego szefa. Ten błąd przypłacił życiem.
Cody widząc, że pędzi na niego tylko dwójka nie musiał się spieszyć. Wykonał ten sam ruch co przy pierwszym strzale, ale tym razem napiął łuk mocniej. Lotka połaskotała go w policzek. Strzelił. Strzała z ogromną siła przebiła pierwszemu bandycie kolczugę i wbiła się głęboko w brzuch. Jeździec mknął jeszcze przez chwilę, ale później runął na ziemie.
Jak się jednak okazało pośpiech był potrzebny. Widząc, że nie ma czasu na kolejny strzał rzucił się w bok. Koń minął go o włos. Kilkanaście stóp dalej przyhamował i począł zawracać. Wtem z krzaków wybiegł jakiś dzikus. Był niski, gruby, cały w liściach, i ogromnie wystraszony. Wybiegł na środek drogi i zaczął biegać w kółko powtarzając ,, O Wielki nie opuszczaj mnie teraz”. Wystraszony wierzchowiec stanął dęba i zrzucił jeźdźca. Ten spadł na ziemię tak silnie, że przez chwilę leżał zamroczony. Kiedy wreszcie spróbował wstać było za późno. Cody do niego doskoczył i przygniótł go kolanem, następnie powoli wyciągnął miecz i poderżnął mu gardło.
- Dlaczego to zrobiłeś?- Zapytał Nadara po skończonej robocie. Ten tylko wzdrygnął ramionami.
Tymczasem ostatni z bandytów zabijał tych, którzy przeżyli wybuch kryształu. Właśnie nawracał, aby mieć większy rozpęd przy następnej szarży, kiedy coś wyleciało z krzaków. Tym czymś była siekiera Dalewina. Po chwili górna część rzezimieszka spadła na ziemię, a dolna pognała razem z rumakiem, gdzie raki zimują.
Na polu bitwy stali tylko Cody, Nadar i Dalewin. Stało też jeszcze kilku spośród chłopów, ale wszyscy mieli takie rany, że żaden nie wytrzymał by jeszcze godziny.
- Chyba nas jeszcze sobie nie przedstawiono…Jestem Dalewin. Szedłem na targ, aby...
- Nikogo to nie interesuje wieśniaku. Ja jestem Nadar, syn króla Spe…
- To też nikogo nie obchodzi. Jestem Cody Evans. Co zrobimy z tym burdelem?
- Trzeba się dowiedzieć kto to zrobił. Jak Memerno się do tego dorwie to niczego się nie dowiemy.- Powiedział drwal.- Jak myślicie, co przewozili tym wozem?
- Był to wóz kościelny, przewozili nim podatki zebrane na wojnę z Hatakami.- Powiedział diakon.- Trąbili o tym wszędzie. W jakim świecie wy żyjecie?
Pozostawili to pytanie bez odpowiedzi.
- Trzeba przeszukać ciała, może coś znajdziemy.
Znaleźli nie byle co. Zdobyli list do ,,przyjaciela” w wiosce na bagnach, obrazek świętego klęczącego na słupie, ważnym elementem była charakterystyczna wieża katedry w Langi, notatkę dla kogoś, że w wiosce na bagnach jest ukryte ,,to czego od dawna szukali”, list z wypowiedzeniem służby podpisany przez niejakiego Biezuja i butlę gorzały. Po spróbowaniu drwal oświadczył, że tak paskudny bimber robi jego znajomy z wioski na bagnach.
Jeniec po solidnym obiciu mordy kazał iść do domu z zielonym ścianami w dzielnicy biedoty w Langi i pytać o Mizara. Po namyśle stwierdzili, że warto by popytać króla szpiegów szczęśliwie mieszkającego akuratnie w Langi. Warto by pójść również do ratusza w mieście, były tam księgi z zapisanymi wszystkimi magami. Po uważnym zlustrowaniu ciał znaleźli jeszcze coś. Wszyscy mieli fioletowe, wypukłe kropki na skórze. Był to element upiększający. Sposób tworzenia fioletowych kropek wyglądał następująco. Robiło się małe nacięcie na skórze, a następnie wciskało się w rany małe kulki. Tak się składało, że w Langi takie zabiegi oferował tylko jeden człowiek. Przy okazji Nadar pouczył wszystkich, że takie zabiegi to grzech ciężki. Nie wolno zmieniać niczego w swoim wyglądzie. Skoro Karwóg nas tak stworzył, to nie możemy tego zmieniać. Tłumaczył. Pytania Codiego dlaczego ścinamy włosy i paznokcie zbywał milczeniem.
Po dłuższej kłótni postanowili podzielić się zadaniami. Dalewin miał zapytać znajomka o ową butlę gorzałki, znaleźć króla szpiegów i pójść popytać o Mizara.
Nadar miał znaleźć świętego z obrazka, wypytać tatuażystę oraz znaleźć wysoko postawionego ,,przyjaciela” w wiosce.
Cody, natomiast miał wytropić maga, odszukać wspomnianą w notatce rzecz na bagnach i znaleźć Biezuja.
Co robicie? Co zrobicie z jeńcem obgadajcie na PW i napiszcie tu, to co zostało postanowione. Napiszcie też (również to obgadajcie) gdzie się wybieracie. Czy do Langi czy do wiochy.
Przepraszam za kijowe dialogi, ale nie jestem w tym dobry:(
Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Bez znaczenia jak dobrze będziesz grał gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, nasra na szachownice i będzie dumny że wygrał.
Zablokowany
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości